Beewashing to pojęcie, które coraz mocniej widać na scenie działań wielu podmiotów. Ponad 10 lat temu w Polsce zaczęto zakładać miejskie pasieki. Pierwsze z nich pojawiały się głównie ze względu na chęć posiadania własnego miodu oraz zamiar wspierania, czy ratowania pszczół przed wyginięciem. Wydawałoby się, że po 10 latach rozwoju pszczelarstwa miejskiego, jako społeczeństwo zaczniemy zwracać uwagę, że co za dużo to niezdrowo, a moda, która wyrwie się spod kontroli, zacznie być szkodliwa. Niestety tak się nie stało i działania marketingowe są często ważniejsze niż dobro pszczół. Obecnie jeden z największych graczy na rynku pszczelarstwa miejskiego chwali się, że przez ostatnie lata działalności postawił 165 uli (jedna rodzina pszczela to ok. 20 – 60 tys. pszczół) w samej Warszawie, oraz 120 pasiek w 40 innych miastach.



Nie każda pszczoła mieszka w ulu

Warto na początku tekstu usystematyzować, że pszczoła miodna, ta mieszkająca w ulach i barciach, to jeden z ok. 480 gatunków pszczół występujących w Polsce i jeden z 20 000 gatunków pszczół występujących na świecie. Znaczna większość gatunków pszczół nie gniazduje w ulach, lecz buduje gniazda w ziemi, w martwym drewnie, suchych łodygach roślin.

Beewanshing w miastach


Beewashing – zwiększanie rodzin pszczoły miodnej

Populacja pszczół miodnych ani w Polsce, ani na świecie nie maleje. Dzięki analizom prowadzonym przez międzynarodowy zespół naukowców wiemy, że od 1961 r. liczba rodzin pszczelich globalnie wzrosła aż o 85%. Autorzy analizy zwracają uwagę, że taki wzrost liczby rodzin pszczelich spowodowany jest głównie tym, że pszczoła miodna, jako gatunek hodowlany, ma stałe wsparcie pszczelarzy i hodowana jest dla zysku. Gdy pszczoły miodne są chore, pszczelarz je leczy, natomiast gdy brakuje im pożywienia, to są dokarmiane. Naukowcy w swojej analizie zwracają uwagę, że tak duży wzrost liczby rodzin pszczelich bez wątpienia ma negatywny wpływ na dziko żyjące pszczoły. Pszczoły dzikie niestety nie mają takiego wsparcia i sztabu PRowców jak pszczoły miodne. Z tego właśnie powodu dzikich pszczół (w tym pszczół samotnic) stale ubywa. Jedyny podgatunek pszczoły miodnej (Apis mellifera mellifera), zagrożony w naszym kraju wyginięciem, jako gatunek agresywny i wykazujący skłonności do rójki, jest mało atrakcyjny w hodowli dla pszczelarzy.


Szóste masowe wymieranie gatunków dotyka również dzikie pszczoły


Według badań, w ciągu zaledwie 27 lat ilość owadów w Niemczech spadła o ok. 77%. Wśród tych owadów są również dzikie pszczoły. Natomiast w naszym kraju szacuje się, że ok. 222 gatunki pszczół, to pszczoły rzadkie lub zagrożone wyginięciem. Głównym zagrożeniem dla dzikich pszczół jest niszczenie ich siedlisk, w tym zabudowa miejsc, w których gniazdują oraz zaorywanie miedz, chemiczne opryski oraz brak pokarmu wynikający m.in. z konkurencji o pokarm z pszczołą miodną.

Miasta ostoje dzikich pszczół

Od czasu kiedy rolnictwo zaczęło się zmieniać w kierunku “jak najwięcej, jak najwydajniej – nieważne jakim kosztem” zaczęto obserwować spadek ilości dzikich pszczół na terenach wiejskich. Wielkie obszary monokultur, zabiegi chemiczne oraz brak bogatych w gatunki łąk, powoduje, że wieś staje się nieprzyjaznym miejscem do życia dla jakichkolwiek owadów. W miastach jest odwrotnie. Nie ma tam mowy o monokulturach, ponieważ nawet trawniki, mimo że są często koszone, potrafią być bogate w gatunki roślin, z których korzystają pszczoły. Co więcej, z chemicznych oprysków rezygnuje coraz więcej miast. Dzięki powyższym działaniom miasta stały się bardziej przyjazne do życia dla owadów. Niestety wprowadzenie pszczół miodnych do miast bez wątpienia skomplikowało życie dzikich pszczół.

Beewashing zamiast wsparcia dzikich pszczół


Miejscy pszczelarze – miłośnicy pszczół czy biznesmeni? Przykład z Poznania

Mając świadomość powyższych informacji, można dojść do wniosku, że stawianie pasiek w celu ratowania pszczół nie ma sensu, co więcej — takie działanie jest potencjalnie szkodliwe. Większość firm zajmujących się stawianiem pasiek zdaje sobie sprawę z tego, że ich działalność nie wspiera i nie ratuje żadnych pszczół. Można wywnioskować, że dla nich pszczoły to tylko biznes. Doskonale widać to po ilości miejskich pasiek, które jak grzyby po deszczu pojawiają się w przestrzeni miejskiej. Według danych Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Poznaniu, 232 pasieki zarejestrowane są w mieście Poznań (stan na dzień 02.06.2022 r.). Niestety okazuje się, że tylko część istniejących pasiek znajduje się w rejestrze PIW. Miejscy pszczelarze nie rejestrują wszystkich swoich pasiek, prawdopodobnie dlatego, aby nie wykazywać przepszczelenia, czyli zbytniego zagęszczenia rodzin pszczelich na danym obszarze.



Miejskie pszczoły miodne są dokarmiane, gdy te dzikie umierają z głodu


Średnio trzy ule przypadają na jedną pasiekę, czyli według oficjalnych danych w Poznaniu mamy ok. 700 uli. Przyjmuje się, że na jeden ul w sezonie wegetacyjnym powinno przypadać ok. 2,5 km2 różnorodnego pożytku. Zatem, aby wykarmić tylko pszczoły miodne, które zostały zarejestrowane, potrzebnych jest w Poznaniu 1 750 km2 różnorodnych pożytków pszczelich. Niestety nie jest możliwe, aby spełnić ten warunek, ponieważ powierzchnia Poznania to 261,8 km². A co z innymi zapylaczami w tym dzikimi pszczołami? Umierają z głodu.



Konkurencja o pokarm i przenoszenie patogenów chorobotwórczych jako główne przyczyny ograniczenia liczebności dzikich pszczół związane z obecnością pszczoły miodnej


Należy zdać sobie sprawę z tego, że często te same choroby, które atakują pszczołę miodną, potrafią również zaszkodzić dzikim pszczołom. Dzikie pszczoły zarażają się od swoich hodowlanych kuzynek poprzez bezpośredni kontakt w czasie zbierania pyłku i nektaru z kwiatów. Pszczoły miodne, jako tzw. pszczoły generalistki (zbierają pokarm z wielu gatunków kwiatów), potrafią skutecznie konkurować z dzikimi pszczołami o pokarm. Tu warto wspomnieć, że pszczoła miodna lata w odległości ok. 4 km od ula, natomiast dzikie pszczoły trzymają się bardzo blisko swoich gniazd i latają na odległość ok. kilkuset metrów (dużo zależy od wielkości pszczoły – im mniejsza, tym odległość jest mniejsza). Można sobie wyobrazić jak pszczoły miodne “rabują” pokarm z jednego obszaru i przenoszą się w inne miejsce, pozostawiając dzikie pszczoły na pewną śmierć głodową. Problem dotyczy głównie tzw. pszczół specjalistek, które związane są dosłownie z jednym lub kilkoma gatunkami roślin. Jeśli zabraknie pyłku czy nektaru danej rośliny, to pszczoła specjalistka umiera z głodu lub jej potomstwo nie ma wystarczająco dużo zapasu pożywienia, aby rozwinąć się w odpowiedni sposób. Przykładem pszczoły specjalistki jest murarka nakamionka, która korzysta jedynie ze żmijowca. Nie ma żmijowca na danym obszarze, to nie będzie murarki nakamionki. Warto pamiętać, że im dalej samica dzikiej pszczoły będzie musiała polecieć po pokarm, tym wydatek energetyczny jest dla niej większy, co z biologicznego punktu widzenia nie jest dla niej korzystne. Przy okazji pojawia się ryzyko śmiertelności spowodowanej drapieżnikami. Niedawno pojawiły się kolejne badania dotyczące wpływu pszczoły miodnej na dzikie pszczoły, podsumowane w następujący sposób „Taken together, the evidence increasingly suggests that managed and introduced bees negatively affect wild bees, and this knowledge should inform actions to prevent further harm to native ecosystems.”

https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S2666515822000154?via%3Dihub&fbclid=IwAR0lQvNJsFxZ2ssX1XtMDs0suNNVBN9Od7i2RG58LjO9uxjnblkj2Z4lkTM




Szkodliwy plaster na ludzkie sumienia
Stawianie pasiek w celu ratowania pszczół ma jeszcze jeden szkodliwy wymiar. Gdy inwestor postawi pasiekę, to wydaje się mu że zrobił wszystko co mógł najlepsze w celu ratowaniu pszczół i innych owadów zapylających. Takie myślenie można porównać do stawiania wolier z kurczakami w celu ratowania bielików, głuszców czy ślepowronów. Jednak nikt w celu ratowania zagrożonych gatunków ptaków nie inwestuje w kurczaki z prostego powodu – jest to głupie i nielogiczne. W przypadku stawiania pasiek, jako formy ratowania pszczół, to jednak działa i mało kto uważa że jest to nielogiczne. Dla wielu powyższe porównanie nie ma sensu, ale trzeba zdać sobie sprawę z tego, że pszczoła miodna, tak samo jak kurczaki, krowy czy świnie, jest  gatunkiem hodowlanym, a pszczelarstwo to gałąź rolnictwa.


Miejskie pasieki jako forma edukacji?


W przeciągu ostatnich lat pszczelarze miejscy oraz osoby, które z ich usług korzystają, zaczęły zmieniać narrację dotyczącą powodu stawiania miejskich pasiek. Już nie twierdzą oni, że stawiając pasieki, ratują pszczoły przed zagładą. Teraz pasieki, postawione na niedostępnych dla przeciętnego śmiertelnika dachach biurowców, pełnią rolę edukacyjną. 232 zarejestrowane pasieki, a w nich ok. 700 uli w samym Poznaniu. To ponad dwa razy więcej niż wszystkich szkół podstawowych, gimnazjalnych, ponadgimnazjalnych i policealnych w Poznaniu. Tu warto wspomnieć, że według danych Inspekcji Weterynaryjnej w kraju w 2020 roku było około 1,77 mln rodzin pszczelich, to o 5,2% więcej niż w roku poprzednim. Pytanie, ile jeszcze musi powstać pasiek, w tym edukacyjnych, aby ludzie byli wystarczająco wyedukowani, niestety pozostaje wciąż bez odpowiedzi.

„Kiedy wyginie pszczoła, rodzajowi ludzkiemu pozostaną już tylko 4 lata” – nie powiedział nigdy Albert Einstein


Wydaje się, że większość osób zainteresowanych środowiskiem naturalnym zetknęło się z tym słynnym cytatem, który niesłusznie przypisywany jest Albertowi Einsteinowi. Vincent Valk, dziennikarz magazynu „Gelf”, przeprowadził śledztwo, z którego wynika, że cytat pojawił się w amerykańskiej prasie dopiero w 1994 roku i szybko został rozpowszechniony w związku z pogłębiającym się w USA zjawiskiem CCD (nagłego masowego opuszczenia ula przez pszczoły; w Polsce nieodnotowany). Z czasem okazało się, że cytat nie tylko jest zmyślony, ale nie przedstawia on w żadnym stopniu prawdy, ponieważ podstawą naszej diety są zboża wiatropylne czy gatunki rozmnażające się wegetatywnie.

 
Wspierać i ratować pszczoły należy w sposób przemyślany i odpowiedzialny

Najważniejsze w ratowaniu pszczół jest dbanie o istniejące siedliska, ponieważ to właśnie utrata siedlisk jest główną przyczyną wymierania nie tylko pszczół, ale większości gatunków roślin i zwierząt. Dlatego warto włączać się w każdą inicjatywę, której celem jest ochrona istniejących siedlisk zagrożonych i rzadkich gatunków. To co może zrobić każdy z nas, to zwiększać bazę pokarmową dzikich zapylaczy poprzez sadzenie i sianie rodzimych roślin nektaro- oraz pyłkodajnych kwitnących od wczesnej wiosny do później jesieni. Sadzenie tzw. “roślin miododajnych” nie sprawdzi się w przypadku większości dzikich pszczół, ponieważ nie produkują one miodu. Bardzo często te “miododajne rośliny” to gatunki obce i inwazyjne, z których pszczoły specjalistki nie mają żadnego pożytku. Namawianie ludzi do sadzenia roślin miododajnych oraz sadzenie takich roślin w kontekście ratowania pszczół również jest przejawem beewashingu. Ciekawą formą wspierania pszczół jest tworzenie dla nich przyjaznych miejsc. np. pozostawianie odsłoniętej ziemi, stert kamieni, martwego drewna czy suchych łodyg roślin. 


Beewashing – dlaczego dajemy się nabrać?


Dziś, po ponad 10 latach od postawienia pierwszych miejskich pasiek, dysponujemy badaniami i opracowaniami naukowymi, które mówią wprost, że miejskie pasieki są potencjalnie szkodliwe dla pszczół miodnych i dzikich pszczół. Dlaczego jako społeczeństwo dajemy się nabrać na takie działania marketingowe? Ponieważ brakuje rzetelnej edukacji i nikt nie ma interesu w tym, aby mówić, jak wygląda rzeczywistość, tym samym narażając się osobom, które w beewashingu mają swój interes.

Beewashing – budowanie zielonego wizerunku (firmy, instytucji, osoby prywatnej) za pomocą działań związanych z pszczołami i kosztem pszczół lub środowiska naturalnego.