16.05.2024 r.
Gdy mówimy o pszczołach, w naszych umysłach pojawia się obraz ula, bzyczenie pszczół i smak lata, jakim jest miód. Jednak pszczoła miodna nie jest jedynym gatunkiem pszczół występujących w naszym kraju, a także w naszych miastach. W samej Polsce mamy ich około 490 gatunków, a tylko jeden z nich to pszczoła miodna, ta najbardziej modna i znana. Wiele z gatunków pszczół występuje w miejskich przestrzeniach, w parkach, na łąkach, skwerach, czy zwyczajnie tuż obok na trawniku pod blokiem. Najbardziej znanymi nam gatunkami pszczół poza miodną są trzmiele. To te duże, puchato-włochate grubaski, które możemy spotkać od marca do nawet listopada. Dlaczego zatem tylko miodna jest dla człowieka tak ważną? Odpowiedź jest prosta, my ludzie jesteśmy gatunkiem żerującym i łasym na zysk od innych gatunków – a przecież ten jeden służy człowiekowi od setek lat, dając płynne złoto, jakim jest miód.
Bardzo istotnym jest zastanowienie się nad aktualnym statusem pszczoły miodnej (Apis mellifera), czy jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem? Jaka jest jej obecna sytuacja w mieście?
Pszczoły miodne są zwierzętami hodowlanymi, dokładnie tak samo, jak kury, krowy, czy świnie. To gatunek udomowiony przez człowieka, dzikich ras jest niewiele, głównie na terenach afrykańskich i azjatyckich. Tworzy duże, liczące ponad 30 000 osobników rodziny, zarządzane przez matkę pszczelą, która steruje robotnicami wydzielając odpowiednie feromony, to zaawansowany społecznie owad.
Jeszcze w ubiegłym wieku pszczoły miodne były widziane głównie na terenach wiejskich lub podmiejskich, wśród pól, ogrodów i lasów. Z uwagi na wzrost monokultur wiejskich oraz zubożenie florystycznej, nektarodajnej i pyłkodajnej części agrocenozy zaczęto stawiać ule w miastach w celu podtrzymania i zachowania gatunku Apis mellifera.
Jeżeli mowa o miastach, to są one stworzone, jako siedlisko niemal wyłącznie dla jednego gatunku – Homo sapiens i wielu badaczy wskazuje na urbanizację, jako przyczynę zaniku niektórych gatunków fauny. Z drugiej strony duża heterogeniczność środowisk miejskich stwarza dobre warunki do bytowania wielu gatunkom, w tym pszczołowatym. Tym samym rola rolnictwa ekologicznego w zachowaniu równowagi w agrobiocenozie nie jest wystarczającą dla utrzymania różnorodności biologicznej gatunków dzikich owadów zapylających na zadowalającym (do przetrwania) poziomie, to zatem miasto staje się kolejnym potencjalnie możliwym do przeżycia ekosystemem dla pszczół. Jednakże nie mówimy tutaj tylko o jednym gatunku, jakim jest pszczoła miodna, ale o wszystkich gatunkach pszczołowatych, które występują w polskich miastach.
Pszczoły w miastach są doskonałymi polinatorami roślin parkowych, działkowych, ogrodowych, balkonowych i nawet parapetowych.
Jest to solidna grupa owadów, która pracuje na rzecz nas ludzi. Docenić należy w szczególności pszczoły dziko żyjące, które lepiej od udomowionego gatunku miodnej znoszą zmiany temperatur, często będąc przy tym „szybszymi” zapylaczami, np. trzmiel ziemny potrafi odwiedzić w ciągu minuty średnio 20 kwiatów koniczyny łąkowej, a pszczoła miodna. w tym samym czasie około 13. W miejskich środowiskach występuje specyficzna mozaika siedlisk, które ulegają stałym przekształceniom, zaburzeniom, fragmentacji i tylko
gatunki dość dynamiczne (nadążające za zmianami) mogą się dostosować do zakłóceń powodowanych działalnością człowieka.
Od ponad 20 lat obserwujemy tendencję do stawiania masowo uli na pasiekach w mieście. To powoduje, że pszczół jednego gatunku mamy w mieście coraz więcej. Ma to ogromny wpływ na polinatorów, czyli owady zapylające, na ich lokalną, miejską liczebność, różnorodność gatunkową.
Zobrazujmy sytuację na przykładzie miasta Poznań, a konkretniej obszaru obejmującego Park Cytadela (obszar chroniony siecią Natura 2000 z uwagi na siedliska nietoperzy):
Z informacji publicznej uzyskanej drogą telefoniczną od mgr inż. Simony Fiksy (Powiatowy Inspektorat Weterynarii w Poznaniu) wynika, iż:
– 879 pasiek jest zarejestrowanych w powiecie poznańskim (stan na dzień 02.06.2022 r.); – 232 pasieki są zarejestrowane w mieście Poznań (stan na dzień 02.06.2022 r.). W mieście Poznań posiadanie pasiek miejskich reguluje Uchwała nr L/780/VI/2013 Rady Miasta Poznania z dn. 21 maja 2013 r. w sprawie przyjęcia Regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie Miasta Poznania – dotychczas pszczoła miodna znajdująca się w ulu, jak każde zwierzę hodowlane, zgodnie z obowiązującym prawem, musiała znajdować się w odległości nie mniejszej niż 100 m od siedlisk ludzkich i dróg komunikacyjnych. Prawo miejscowe zostało zmienione na korzyść pszczelarzy i aktualnie jest to 10 m ww. odległości. Taka zmiana prawna i medialne obwieszczenie o zagrożeniu wyginięciem pszczół sprawiło, że pasieki w mieście powstają, jak „grzyby po deszczu”.
Park znajduje się blisko centrum miasta, zatem łatwo obliczyć ile średnio może go odwiedzać w poszukiwaniu pożytków pszczół miodnych:
232 pasieki w mieście, licząc, że 3/4 z nich znajduje się poza zasięgiem oblotu pszczoły miodnej na Cytadeli.
W zasięgu Parku zostaje zatem około 70 pasiek (1/4 pasiek miejskich). Licząc, że właściciele są rozsądni i posiadają od 2 do 4 pni (rekomendowana ilość uli w pasiece miejskiej to maksymalnie 4, na dachach 2-3), uśredniając do 3 pni, to w zasięgu Parku może znajdować się 210 uli po 30 000 (min. średnia wielkość rodziny pszczelej) pszczół miodnych, czyli na Cytadeli z pożytków florystycznych może korzystać około 6 350 000 pszczół miodnych (sic!) w okresie wegetacji. Dla porównania i zrozumienia: załóżmy, że mieszkamy w mieście, gdzie większość zabudowy stanowią domki jednorodzinne z dużymi ogrodami, mamy dostęp do benefitów w postaci, parkingów, edukacji i handlu. W naszym mieście lobby deweloperskie wpada na pomysł wycięcia sporego fragmentu lasu i postawienia tam kilkunastu bloków 8 piętrowych. Z ilości 20 000 mieszkańców w naszym mieście robi się prawie milion. Ilość benefitów pozostaje ta sama, nie ma większej ilości parkingów, szkół, czy sklepów. Podobnie jest gdy wprowadzamy pszczołę miodną do miasta, zabieramy istniejącym tam już dziko żyjącym pszczołom dostęp do ich benefitów, przez co zwyczajnie te owady będące w mniejszości są wypierane przez pszczołę miodną.
Wiedza na temat pszczół w mieście wydaje się mieć duże znaczenie dla ochrony różnorodności biologicznej na obszarach ulegających antropopresji, w tym zmiany dostępności miejsc gniazdowania oraz jakości i dostępności roślin pożytkowych. Urbanizacja może wpływać na różne gatunki w różny sposób, zmieniać skład gatunkowy w stosunku do zmian krajobrazu.
Duża różnorodność przestrzeni miejskiej pociąga za sobą wysoki poziom bogactwa gatunkowego roślin, co w następstwie może sprzyjać występowaniu różnych grup zapylaczy. Z drugiej strony pomimo potencjalnych beneficjentów wśród polinatorów, wiele miejskich terenów zieleni podlega intensywnemu zarządzaniu, które ma na celu zaspokojenie potrzeb rekreacyjnych ludzkich mieszkańców miast.
Według danych literaturowych oraz obserwacji własnych można przypuszczać, iż stosunek pożytków nektarowych i pyłkodajnych do ilości owadów zapylających w mieście nie zmienia się na tyle, aby wyżywić wszystkie zamieszkujące ekosystem miejski owady zapylające, w tym wzrastającą ilość zamieszkujących miasto hodowlanych pszczół miodnych. Wydaje się, że różnorodność biologiczna dzikich owadów zapylających, które żyją w miastach jest poważnie zagrożona. Pszczoła miodna ma zapewnioną opiekę pszczelarza, gdy opiekun widzi pustki na plastrach w ulu dokarmia rodzinę ciastem, czy innym pokarmem dedykowanym pszczołom miodnym, które te owady przerobią na pokarm dla swojego potomstwa. Dzikie owady zapylające nie mają takiej szansy.
Firmy, instytucje i stowarzyszenia stawiające ule w miastach sądzą, iż okazują wsparcie dla ekologii pszczół, przy jednoczesnej korzyści marketingowej przyciągania klientów (miód firmowy itp., itd.). Układ ten wydaje się być idealny, jednakże ilość pasiek zakładanych w ostatnich dwóch latach w miastach w Polsce jest przerażająca. Można tutaj mówić już o „przepszczeleniu” pszczołą miodną miast. Stosunek ilości pasiek do pożytków, bez uwzględniania autochtonicznych gatunków dzikich owadów zapylających sprawia, że mamy do czynienia wręcz z „inwazją” pszczoły miodnej w mieście. To może być jednym z powodów wypierania z miast dzikich Apiformes.
Jednakże nieświadomość zagrożeń oraz szkód dla środowisk miejskich (zubożenie flory, zanik apifauny) nie zwalnia z odpowiedzialności. Jeżeli dany podmiot działa z myślą CSR lub ekologiczną, chęcią pomocy przyrodniczej, wspierania środowiska – nie powinien, a nawet nie może ignorować faktu przepszczelenia polskich miast.
Należy także przypatrzeć się bliżej pszczole miodnej w mieście. Owad, który od zawsze towarzyszył człowiekowi w środowisku wiejskim lub podmiejskim. Hodowany i zadbany przez pszczelarza poprzez wzajemną korzyść. Opieka nad rodziną w zamian za miód. W miejscach stawianych pasiek były zawsze duże przestrzenie, wielohektarowe, różnorodnych upraw, w tym łąki, miedze, śródpolne nieużytki.
Pszczoła miodna absolutnie nie jest autochtonicznym gatunkiem pszczoły miejskiej. Jest wysoce wrażliwa na bardzo niskie i wysokie temperatury, w ulu zawsze panuje mniej więcej zbliżona temperatura pomiędzy 25, a 28 stopni, którą pszczoły utrzymują poprzez wachlowanie skrzydłami (obniżanie temperatury) lub wydzielanie ciepła przez kłąb zimą (podnoszenie temperatury). Miasta to zdecydowane wyspy ciepła w okresie letnim, o znacznie wyższej temperaturze niż tereny agrocenozy, co sprawia, że pszczoły miodne muszą częściej ingerować w utrzymanie właściwej temperatury w ulu, a tym samym tracą energię własną i potrzebują więcej pożywienia. Dlatego bardzo, ale to bardzo często w okresie końca marca do nawet końca kwietnia i od września do listopada pszczoły są karmione sztucznie. Zysk z miejskich miodów też nie jest spektakularny. Miodobranie jest rzadsze niż na wielohektarowych przestrzeniach wiejskich i o mniejszej częstotliwości. Brak wielu miodów dziedzinowych z uwagi na brak danego pożytku (np. rzepak, wrzos, gryka). Pozostaje zatem pytanie, czy tak naprawdę pszczoła miodna w mieście czuje się, jak „u siebie w domu”? Dobrostan tego owada jest równie ważny, jak tych dziko żyjących pszczół. Każde zaburzenie harmonii dobrostanu lub ekosystemu wiąże się z krzywdą dla zwierzęcia.
Stawianie tylko na jeden gatunek w mieście, jakim jest pszczoła miodna wydaje się być bezzasadne. Patrząc na uwarunkowania miasta i zdolność zapylania, specjalizację pożytkową możemy sami sobie narobić problemów. Gdy nie ma specjalistów w zapylaniu danego kwiatu, a pszczoła miodna nie ma predyspozycji do jego zapylenia (za krótki języczek, skład chemiczny pyłku itp. itd.) to ten kwiat zniknie z krajobrazu miejskiego. Takim przykładem może być tojeść i zapylająca go specjalistka wśród pszczół – skrócinka.
Zasadnym wydaje się twierdzenie, że stawianie dużej ilości uli w miastach zaburza prawidłowe funkcjonowanie ekosystemu dzikich owadów zapylających oraz stosunek bazy pożytkowej do możliwości wykarmienia zwiększonej ilości owadów pobierających pyłek i nektar (232 pasieki w mieście Poznań!). Zagrożonym staje się istnienie zróżnicowanej apifauny w miastach, przy jednoczesnej świadomości, iż postępująca chemizacja i degradacja agrocenozy powoduje ogromne zubożenie różnorodności biologicznej dzikich owadów zapylających w tym krajobrazie, a miasta powinny wspierać ochronę dzikiej apifauny.
Dobrą praktyką powinien stać się stały monitoring przyrodniczy wraz z inwentaryzacją siedliskową dzikich owadów zapylających w miastach, szczególnie w tych, w których znajduje się więcej niż jedna czy dwie pasieki miejskie. Korporacje i mniejsze przedsiębiorstwa oraz instytucje zamierzające stawiać pasieki miejskie powinny skonsultować to z ekspertami środowiskowymi, nie tylko z pszczelarzami.
Dopiero taki, całościowy obraz otaczającej nas przyrody pokaże właściwy kierunek „green PR” dla przedsiębiorstw.
Należy także zwiększyć świadomość mieszkańców miast poprzez edukację w kierunku ukwiecania balkonów, ogrodów, czy nawet parapetów okiennych roślinami nektarodajnymi i pyłkodajnymi, tak aby wspomóc nasz autochtoniczny ekosystem miejski dzikich owadów zapylających. Duży udział w takim działaniu spoczywa również na świadomości urzędników miejskich odpowiedzialnych za stan środowiska przyrodniczego i propagowaniu idei nektarodajnych miast, idącej w kierunku zwiększenia ilości pożytków pszczelich w aglomeracjach miejskich.
Podsumowując: procesy urbanizacji są bardziej złożone niż się wydaje, nie muszą zawsze prowadzić do wymierania gatunków, a mogą służyć jako wtórne siedliska dla gatunków. Lepsze zrozumienie zależności ekosystemów miejskich jest niezbędne do właściwej ochrony apifauny i tym samym utrzymania usług ekosystemowych na bardzo wydajnym poziomie.
Pamiętajmy jedną ważną zasadę, to nie jest nasza planeta – nas ludzi, to Terra Insecta, gdyż tych małych braci jest więcej niż ziarenek piasku na wszystkich plażach świata, a aż kilkanaście procent z nich stanowią OWADY ZAPYLAJĄCE.
Emilia Wasielewska