Kleszcze kojarzą się z letnim koszmarem – ich ugryzienia są trudne do zauważenia, a konsekwencje mogą być poważne: borelioza, kleszczowe zapalenie mózgu, babeszjoza. Coraz częściej szukamy naturalnych metod, by ograniczyć ich występowanie. I tu pada często zadziwiająca odpowiedź: postaw na bioróżnorodność.
Brzmi jak bajka? Niekoniecznie. Badania naukowe z ostatnich lat wyraźnie pokazują, że dzikie ptaki, mrówki, jeże i wiele innych organizmów może realnie wpływać na liczebność kleszczy. Nie chodzi o to, że żywią się nimi masowo – ale że ich obecność zakłóca cykl życiowy kleszcza, przerywa łańcuch zakażeń i sprawia, że środowisko staje się mniej przyjazne dla pasożytów.
Jednym z najlepiej udokumentowanych naturalnych wrogów kleszczy są mrówki rudnice (Formica rufa). Te społeczne owady patrolują teren wokół mrowiska i zjadają wszelkie drobne bezkręgowce – w tym larwy i nimfy kleszczy. Badania Żákovej i in. (2013) wykazały, że w miejscach z aktywnymi mrowiskami liczebność kleszczy spada nawet o kilkadziesiąt procent.
Inne gatunki mrówek, np. z rodzaju Lasius czy Myrmica, także mogą wpływać na strukturę populacji bezkręgowców, choć ich rola w „kleszczobójstwie” nie jest jeszcze tak dobrze zbadana. Co ważne, obecność mrówek to znak zdrowego, nieprzekształconego ekosystemu.
Drozdowate (takie jak kosy czy kwiczoły) grzebią w ściółce w poszukiwaniu larw owadów – przy okazji zjadają też młode kleszcze. Z kolei sikory, choć nie rozgrzebują liści, żerują nisko – na pędach roślin, w trawie – gdzie kleszcze czatują na żywicieli.
Badania Mysteruda i in. (2016) pokazują, że struktura społeczności ptaków w danym obszarze wpływa na presję kleszczy – zarówno przez bezpośrednie zjadanie pasożytów, jak i przez ograniczanie populacji ich gospodarzy, np. gryzoni.
Choć wiele małych ssaków (jak nornice czy badylarki) pełni funkcję żywicieli kleszczy, są też wyjątki. Jeże europejskie (Erinaceus europaeus) potrafią zjadać kleszcze zarówno podczas żerowania, jak i w trakcie pielęgnacji futra – o czym piszą Pfäffle i in. (2011).
Podobnie ryjówki, choć mniej znane, to niezwykle żarłoczne, owadożerne ssaki, które mogą znacząco wpływać na populacje drobnych bezkręgowców – również tych pasożytniczych.
Najważniejszy mechanizm ograniczania liczby zakażeń przez kleszcze to tzw. efekt rozcieńczenia (dilution effect). W uproszczeniu: im większa różnorodność gatunkowa w środowisku, tym mniejsza szansa, że kleszcz trafi na nosiciela chorób (np. mysz).
W bardziej złożonych ekosystemach kleszcze częściej żerują na ptakach, jaszczurkach czy innych „martwych końcach” łańcucha zakażeń. To zmniejsza ogólne ryzyko przeniesienia patogenów na ludzi.
Zjawisko to opisali m.in. Ostfeld i Keesing (2000) oraz Keesing i in. (2006), a od tego czasu potwierdziły je liczne badania w Europie i Ameryce Północnej.
Nie chodzi o to, by całkowicie zrezygnować z koszenia czy zmieniać ogród w dżunglę. Ale przemyślane zarządzanie przestrzenią, które wspiera bioróżnorodność – np. pozostawianie pasów niekoszonej trawy, nasadzenia rodzimych roślin, stosy gałęzi i kamieni jako kryjówki – to skuteczna i naturalna strategia ochrony przed kleszczami.
🌱 Tam, gdzie ekosystem działa w równowadze, pasożyty mają trudniej. To nie bajka – to biologia.