Zbliża się Światowy Dzień Pszczół: 20 maja wiele firm będzie chwalić się stawianiem miejskich pasiek, które mają wspierać zapylacze. Tymczasem z danych opracowanych przez Fundację Kwietną wynika, że niemal wszystkie badane polskie miasta są przepszczelone. W Warszawie, stolicy komercyjnych pasiek, pszczół jest czterokrotnie za dużo. A rekordowe miasto notuje przepszczelenie na poziomie niemal 1000%!

W powszechnej świadomości funkcjonuje przekonanie, że pszczoły są ludziom niezbędne i należy je chronić. Tymczasem liczba pszczół miodnych w Polsce i na świecie rośnie. A prawdziwy Problem ma pozostałe niemal pół tysiąca gatunków dzikich pszczół, którym w codziennym funkcjonowaniu nie pomaga człowiek. To dla nich brakuje pożywienia i miejsc do gniazdowania. Myśląc o ochronie bioróżnorodności, to właśnie  potrzeby dzikich pszczół musimy się otworzyć i pamiętać, że pszczoła miodna to tylko jeden z 20 000 pszczół żyjących na świecie.

Święto pszczół i beewashingu

Obchodzony 20 maja Światowy Dzień Pszczół to festiwal firmowych komunikatów o włączaniu się korporacji w obchody tego atrakcyjnego marketingowo święta. Wiele z nich nie ma jednak nic wspólnego z ochroną środowiska, a wręcz może szkodzić rodzimej przyrodzie. Moda na korporacyjne miejskie pasieki ma realny negatywny wpływ na bioróżnorodność miejskich zapylaczy. W ciągu ostatnich 8 lat w Warszawie przybyło 165 pasiek i prawie 2,5 tys. uli i obecnie jest ich ponad 6,5 tys. Średnio w ulu mieszka ok. 50 tys. osobników, można więc założyć, że na terenie miasta żyje ponad 325 milionów pszczół, czyli jednego warszawiaka przypada ok. 185 pszczół miodnych. A to tylko jeden gatunek, który konkuruje o pożywienie z innymi pszczołami i dzikimi zapylaczami. Takie zaburzenie może mieć ogromny wpływ na funkcjonowanie dzikich zapylaczy, dla których dawniej miasta były bogatymi enklawami. Głównym problemem w tym kontekście jest ilość pożytku, która nie rośnie równie szybko co liczba pszczół. 

Już trzy lata temu naukowcy alarmowali o negatywnym wpływie presji pszczoły miodnej na dzikie zapylacze w polskich miastach. 37 ekspertów z największych polskich uczelni podpisało się pod listem, którego celem było powstrzymanie beewashingowych praktyk, które są przeciwskuteczne dla ochrony zagrożonych gatunków pszczół. Mimo dostępu do rzetelnych danych firmy wciąż stawiają pasieki i chwalą się tym, a powielając szkodliwe stereotypy, kształtują świadomość społeczną i utrwalają błędne przekonanie o konieczności ochrony hodowlanych pszczół miodnych.

Dobre praktyki dla miejskich pszczół

Wszystkim pszczołom potrzeba miejsca do życia i pożywienia. Zarówno pszczoła miodna, jak i dzikie zapylacze potrzebują nektaru i pyłku kwiatowego, a ich źródłem są kwiaty. Bazę pokarmową dla pszczół można zwiększać poprzez rzadsze koszenie firmowych trawników i sukcesywne zastępowanie ich ekstensywnymi wieloletnimi łąkami kwietnymi, sadzenie miejskich czyżni i mikrolasów, zakładanie ogrodów biocenotycznych. Ważna jest możliwie jak największa różnorodności i wybór rodzimych gatunków roślin, które są najlepiej dostosowane do potrzeb krajowych pszczół. 

Oprócz pożywienia dzikie pszczoły potrzebują miejsc do gniazdowania. Niestety nie sprawdzają się popularne domki i hotele dla owadów, które są kolejną powszechną beewashingową praktyką. Dobrym rozwiązaniem jest pozostawianie naturalnych materiałów na gniazdo, takich jak fragmenty martwego drewna czy suchych łodyg roślin, tworzenie pomocy gniazdowych dla różnych gatunków pszczół, np. sandariów i beebanków, rezygnacja z użycia pestycydów do pielęgnacji zieleni. 

Działaniem wspierającym typowo pszczołę miodną mogą być natomiast szkolenia skierowane do pszczelarzy, na temat prawidłowego prowadzenia pasieki i zapobiegania chorobom pszczół miodnych. Bo przepszczelenie im również szkodzi, a o czym zdają się zapominać stawiający kolejne pasieki w miastach.

Dodatkowe źródła:

https://naukadlaprzyrody.pl/2021/06/19/stawianie-uli-nie-pomaga-pszczolom-list-naukowcow

https://us.edu.pl/slodko-gorzkie-zycie-miejskiej-pszczoly-2

https://kwietna.org/2024/05/13/emilia-wasielewska-pszczoly-w-polskich-miastach

16.05.2024 r.

Gdy mówimy o pszczołach, w naszych umysłach pojawia się obraz ula, bzyczenie pszczół i  smak lata, jakim jest miód. Jednak pszczoła miodna nie jest jedynym gatunkiem pszczół  występujących w naszym kraju, a także w naszych miastach. W samej Polsce mamy ich około 490 gatunków, a tylko jeden z nich to pszczoła miodna, ta najbardziej modna i znana. Wiele z gatunków pszczół występuje w miejskich przestrzeniach, w parkach, na łąkach, skwerach, czy zwyczajnie tuż obok na trawniku pod blokiem. Najbardziej znanymi nam gatunkami pszczół poza miodną są trzmiele. To te duże, puchato-włochate grubaski, które możemy spotkać od marca do nawet listopada. Dlaczego zatem tylko miodna jest dla człowieka tak ważną? Odpowiedź jest prosta, my ludzie jesteśmy gatunkiem żerującym i łasym na zysk od innych gatunków – a przecież ten jeden służy człowiekowi od setek lat, dając płynne złoto, jakim jest miód.

Przepszczelenie: 

Bardzo istotnym jest zastanowienie się nad aktualnym statusem pszczoły miodnej (Apis  mellifera), czy jest gatunkiem zagrożonym wyginięciem? Jaka jest jej obecna sytuacja w  mieście? 

Pszczoły miodne są zwierzętami hodowlanymi, dokładnie tak samo, jak kury, krowy, czy  świnie. To gatunek udomowiony przez człowieka, dzikich ras jest niewiele, głównie na terenach  afrykańskich i azjatyckich. Tworzy duże, liczące ponad 30 000 osobników rodziny, zarządzane przez matkę pszczelą, która steruje robotnicami wydzielając odpowiednie feromony, to  zaawansowany społecznie owad. 

Jeszcze w ubiegłym wieku pszczoły miodne były widziane głównie na terenach wiejskich lub  podmiejskich, wśród pól, ogrodów i lasów. Z uwagi na wzrost monokultur wiejskich oraz  zubożenie florystycznej, nektarodajnej i pyłkodajnej części agrocenozy zaczęto stawiać ule w  miastach w celu podtrzymania i zachowania gatunku Apis mellifera

Jeżeli mowa o miastach, to są one stworzone, jako siedlisko niemal wyłącznie dla jednego  gatunku – Homo sapiens i wielu badaczy wskazuje na urbanizację, jako przyczynę zaniku  niektórych gatunków fauny. Z drugiej strony duża heterogeniczność środowisk miejskich  stwarza dobre warunki do bytowania wielu gatunkom, w tym pszczołowatym. Tym samym rola rolnictwa ekologicznego w zachowaniu równowagi w agrobiocenozie nie jest wystarczającą dla utrzymania różnorodności biologicznej gatunków dzikich owadów zapylających na  zadowalającym (do przetrwania) poziomie, to zatem miasto staje się kolejnym potencjalnie możliwym do przeżycia ekosystemem dla pszczół. Jednakże nie mówimy tutaj tylko o jednym gatunku, jakim jest pszczoła miodna, ale o wszystkich gatunkach pszczołowatych, które  występują w polskich miastach. 

Pszczoły w miastach są doskonałymi polinatorami roślin parkowych, działkowych,  ogrodowych, balkonowych i nawet parapetowych.  

Jest to solidna grupa owadów, która pracuje na rzecz nas ludzi. Docenić należy  w szczególności pszczoły dziko żyjące, które lepiej od udomowionego gatunku miodnej znoszą zmiany temperatur, często będąc przy tym „szybszymi” zapylaczami, np. trzmiel  ziemny potrafi odwiedzić w ciągu minuty średnio 20 kwiatów koniczyny łąkowej, a pszczoła  miodna. w tym samym czasie około 13. W miejskich środowiskach występuje specyficzna  mozaika siedlisk, które ulegają stałym przekształceniom, zaburzeniom, fragmentacji i tylko 

gatunki dość dynamiczne (nadążające za zmianami) mogą się dostosować do zakłóceń  powodowanych działalnością człowieka. 

Od ponad 20 lat obserwujemy tendencję do stawiania masowo uli na pasiekach w mieście. To powoduje, że  pszczół jednego gatunku mamy w mieście coraz więcej. Ma to ogromny wpływ na polinatorów, czyli owady zapylające, na ich lokalną, miejską liczebność, różnorodność gatunkową. 

Case study: pszczoły miodne w Poznaniu 

Zobrazujmy sytuację na przykładzie miasta Poznań, a konkretniej obszaru obejmującego Park  Cytadela (obszar chroniony siecią Natura 2000 z uwagi na siedliska nietoperzy): 

Z informacji publicznej uzyskanej drogą telefoniczną od mgr inż. Simony Fiksy (Powiatowy  Inspektorat Weterynarii w Poznaniu) wynika, iż: 

– 879 pasiek jest zarejestrowanych w powiecie poznańskim (stan na dzień 02.06.2022 r.); – 232 pasieki są zarejestrowane w mieście Poznań (stan na dzień 02.06.2022 r.). W mieście Poznań posiadanie pasiek miejskich reguluje Uchwała nr L/780/VI/2013 Rady  Miasta Poznania z dn. 21 maja 2013 r. w sprawie przyjęcia Regulaminu utrzymania czystości  i porządku na terenie Miasta Poznania – dotychczas pszczoła miodna znajdująca się w ulu, jak  każde zwierzę hodowlane, zgodnie z obowiązującym prawem, musiała znajdować się w  odległości nie mniejszej niż 100 m od siedlisk ludzkich i dróg komunikacyjnych. Prawo  miejscowe zostało zmienione na korzyść pszczelarzy i aktualnie jest to 10 m ww. odległości.  Taka zmiana prawna i medialne obwieszczenie o zagrożeniu wyginięciem pszczół sprawiło,  że pasieki w mieście powstają, jak „grzyby po deszczu”. 

Park znajduje się blisko centrum miasta, zatem łatwo obliczyć ile średnio może go odwiedzać  w poszukiwaniu pożytków pszczół miodnych: 

232 pasieki w mieście, licząc, że 3/4 z nich znajduje się poza zasięgiem oblotu pszczoły  miodnej na Cytadeli. 

W zasięgu Parku zostaje zatem około 70 pasiek (1/4 pasiek miejskich). Licząc, że właściciele są  rozsądni i posiadają od 2 do 4 pni (rekomendowana ilość uli w pasiece miejskiej to maksymalnie 4,  na dachach 2-3), uśredniając do 3 pni, to w zasięgu Parku może znajdować się 210 uli  po 30 000 (min. średnia wielkość rodziny pszczelej) pszczół miodnych, czyli na Cytadeli  z pożytków florystycznych może korzystać około 6 350 000 pszczół miodnych (sic!) w okresie wegetacji. Dla porównania i zrozumienia: załóżmy, że mieszkamy w mieście, gdzie większość  zabudowy stanowią domki jednorodzinne z dużymi ogrodami, mamy dostęp do benefitów w  postaci, parkingów, edukacji i handlu. W naszym mieście lobby deweloperskie wpada na  pomysł wycięcia sporego fragmentu lasu i postawienia tam kilkunastu bloków 8 piętrowych. Z ilości 20 000 mieszkańców w naszym mieście robi się prawie milion. Ilość benefitów pozostaje ta sama, nie ma większej ilości parkingów, szkół, czy sklepów. Podobnie jest gdy wprowadzamy pszczołę miodną do miasta, zabieramy istniejącym tam już dziko żyjącym pszczołom dostęp do ich benefitów, przez co zwyczajnie te owady będące w mniejszości są  wypierane przez pszczołę miodną. 

Pożytki pszczele: 

Wiedza na temat pszczół w mieście wydaje się mieć duże znaczenie dla ochrony  różnorodności biologicznej na obszarach ulegających antropopresji, w tym zmiany  dostępności miejsc gniazdowania oraz jakości i dostępności roślin pożytkowych. Urbanizacja  może wpływać na różne gatunki w różny sposób, zmieniać skład gatunkowy w stosunku do  zmian krajobrazu. 

Duża różnorodność przestrzeni miejskiej pociąga za sobą wysoki poziom bogactwa  gatunkowego roślin, co w następstwie może sprzyjać występowaniu różnych grup zapylaczy.  Z drugiej strony pomimo potencjalnych beneficjentów wśród polinatorów, wiele miejskich  terenów zieleni podlega intensywnemu zarządzaniu, które ma na celu zaspokojenie potrzeb  rekreacyjnych ludzkich mieszkańców miast. 

Według danych literaturowych oraz obserwacji własnych można przypuszczać, iż stosunek  pożytków nektarowych i pyłkodajnych do ilości owadów zapylających w mieście nie zmienia  się na tyle, aby wyżywić wszystkie zamieszkujące ekosystem miejski owady zapylające, w tym  wzrastającą ilość zamieszkujących miasto hodowlanych pszczół miodnych. Wydaje się, że różnorodność biologiczna dzikich owadów zapylających, które żyją w miastach jest poważnie  zagrożona. Pszczoła miodna ma zapewnioną opiekę pszczelarza, gdy opiekun widzi pustki na plastrach w ulu dokarmia rodzinę ciastem, czy innym pokarmem dedykowanym pszczołom miodnym, które te owady przerobią na pokarm dla swojego potomstwa. Dzikie owady  zapylające nie mają takiej szansy. 

Beewashing: kampanie wizerunkowe, które szkodą pszczołom

Firmy, instytucje i stowarzyszenia stawiające ule w miastach sądzą, iż okazują wsparcie  dla ekologii pszczół, przy jednoczesnej korzyści marketingowej przyciągania klientów (miód  firmowy itp., itd.). Układ ten wydaje się być idealny, jednakże ilość pasiek zakładanych w  ostatnich dwóch latach w miastach w Polsce jest przerażająca. Można tutaj mówić już  o „przepszczeleniu” pszczołą miodną miast. Stosunek ilości pasiek do pożytków, bez  uwzględniania autochtonicznych gatunków dzikich owadów zapylających sprawia, że mamy  do czynienia wręcz z „inwazją” pszczoły miodnej w mieście. To może być jednym z powodów  wypierania z miast dzikich Apiformes. 

Jednakże nieświadomość zagrożeń oraz szkód dla środowisk miejskich (zubożenie flory, zanik  apifauny) nie zwalnia z odpowiedzialności. Jeżeli dany podmiot działa z myślą CSR lub ekologiczną, chęcią pomocy przyrodniczej, wspierania środowiska – nie powinien, a nawet nie może ignorować faktu  przepszczelenia polskich miast. 

Dobrostan pszczoły miodnej: 

Należy także przypatrzeć się bliżej pszczole miodnej w mieście. Owad, który od zawsze  towarzyszył człowiekowi w środowisku wiejskim lub podmiejskim. Hodowany i zadbany przez  pszczelarza poprzez wzajemną korzyść. Opieka nad rodziną w zamian za miód. W miejscach stawianych pasiek były zawsze duże przestrzenie, wielohektarowe, różnorodnych upraw, w tym łąki,  miedze, śródpolne nieużytki. 

Pszczoła miodna absolutnie nie jest autochtonicznym gatunkiem pszczoły miejskiej. Jest wysoce wrażliwa na bardzo niskie i wysokie temperatury, w ulu zawsze  panuje mniej więcej zbliżona temperatura pomiędzy 25, a 28 stopni, którą pszczoły utrzymują poprzez wachlowanie skrzydłami (obniżanie temperatury) lub wydzielanie ciepła przez kłąb zimą (podnoszenie temperatury). Miasta to zdecydowane wyspy ciepła w okresie letnim, o  znacznie wyższej temperaturze niż tereny agrocenozy, co sprawia, że pszczoły miodne muszą  częściej ingerować w utrzymanie właściwej temperatury w ulu, a tym samym tracą energię  własną i potrzebują więcej pożywienia. Dlatego bardzo, ale to bardzo często w okresie końca marca do nawet końca kwietnia i od września do listopada pszczoły są karmione sztucznie. Zysk z miejskich miodów też nie jest spektakularny. Miodobranie jest rzadsze niż na  wielohektarowych przestrzeniach wiejskich i o mniejszej częstotliwości. Brak wielu miodów  dziedzinowych z uwagi na brak danego pożytku (np. rzepak, wrzos, gryka). Pozostaje zatem pytanie, czy tak naprawdę pszczoła miodna w mieście czuje się, jak „u siebie w domu”?  Dobrostan tego owada jest równie ważny, jak tych dziko żyjących pszczół. Każde zaburzenie  harmonii dobrostanu lub ekosystemu wiąże się z krzywdą dla zwierzęcia. 

Wnioski: 

Stawianie tylko na jeden gatunek w mieście, jakim jest pszczoła miodna wydaje się być  bezzasadne. Patrząc na uwarunkowania miasta i zdolność zapylania, specjalizację pożytkową  możemy sami sobie narobić problemów. Gdy nie ma specjalistów w zapylaniu danego kwiatu, a pszczoła miodna nie ma predyspozycji do jego zapylenia (za krótki języczek, skład  chemiczny pyłku itp. itd.) to ten kwiat zniknie z krajobrazu miejskiego. Takim przykładem może  być tojeść i zapylająca go specjalistka wśród pszczół – skrócinka. 

Zasadnym wydaje się twierdzenie, że stawianie dużej ilości uli w miastach zaburza prawidłowe  funkcjonowanie ekosystemu dzikich owadów zapylających oraz stosunek bazy pożytkowej do  możliwości wykarmienia zwiększonej ilości owadów pobierających pyłek i nektar (232 pasieki w mieście Poznań!). Zagrożonym staje się istnienie zróżnicowanej apifauny w miastach, przy jednoczesnej świadomości, iż postępująca chemizacja i degradacja agrocenozy powoduje ogromne zubożenie różnorodności biologicznej dzikich owadów zapylających w tym krajobrazie, a miasta powinny wspierać ochronę dzikiej apifauny.

Dobrą praktyką powinien stać się stały monitoring przyrodniczy wraz z inwentaryzacją  siedliskową dzikich owadów zapylających w miastach, szczególnie w tych, w których znajduje się więcej niż jedna czy dwie pasieki miejskie. Korporacje i mniejsze przedsiębiorstwa oraz  instytucje zamierzające stawiać pasieki miejskie powinny skonsultować to z ekspertami  środowiskowymi, nie tylko z pszczelarzami. 

Dopiero taki, całościowy obraz otaczającej nas przyrody pokaże właściwy kierunek „green PR” dla przedsiębiorstw. 

Należy także zwiększyć świadomość mieszkańców miast poprzez edukację w kierunku  ukwiecania balkonów, ogrodów, czy nawet parapetów okiennych roślinami nektarodajnymi i  pyłkodajnymi, tak aby wspomóc nasz autochtoniczny ekosystem miejski dzikich owadów  zapylających. Duży udział w takim działaniu spoczywa również na świadomości urzędników  miejskich odpowiedzialnych za stan środowiska przyrodniczego i propagowaniu idei  nektarodajnych miast, idącej w kierunku zwiększenia ilości pożytków pszczelich w  aglomeracjach miejskich. 

Podsumowując: procesy urbanizacji są bardziej złożone niż się wydaje, nie muszą zawsze  prowadzić do wymierania gatunków, a mogą służyć jako wtórne siedliska dla gatunków.  Lepsze zrozumienie zależności ekosystemów miejskich jest niezbędne do właściwej ochrony  apifauny i tym samym utrzymania usług ekosystemowych na bardzo wydajnym poziomie.

Pamiętajmy jedną ważną zasadę, to nie jest nasza planeta – nas ludzi, to Terra Insecta, gdyż tych małych braci jest więcej niż ziarenek piasku na wszystkich plażach świata, a aż kilkanaście procent z nich stanowią OWADY ZAPYLAJĄCE.

Emilia Wasielewska

  • Przyrodnik miejski, entomolog w specjalizacji pszczołowate
  • Polskie Towarzystwo Entomologiczne
  • Centrum Promocji Ekorozwoju
  • Miasto Poznań
  • Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu 

Jaki jest koszt środowiskowy imprez „ekologicznych”? Ile generuje się CO2 w czasie ich przygotowania i trwania? Czy opłaca się nam takowe organizować w tradycyjnej formie?

W zeszłym tygodniu zakończyło się trwające 5 dni wydarzenie WUF11. Hasłem przewodnim tego wydarzenia było „Transformacja europejskich miast: dla lepszej Europy, dla lepszego świata”.

Muszę powiedzieć, że jako jeden z niewielu mam gorzko-kwaśny „posmak” po tej imprezie.

Odnoszę wrażenie, że WUF11 było jedną z większych greenwashingowych imprez ostatnich lat.

Pojęcie greenwashingu świetnie podsumowała Joanna Rayss:

„Jeżeli rozmiar nakładów finansowych, środków i PR-u związane z daną inwestycją zdecydowanie przewyższa efekty ekologiczne i funkcjonalne, to jest to ewidentnie greenwashing”

Wielokrotnie w czasie WUF11 podejmowano temat zmian klimatu i potrzeby ograniczenia generowania CO2 w celu przeciwdziałania właśnie tym zmianom klimatu. Odnoszę wrażenie że to były tylko puste słowa, które nic nie znaczą. Dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniami…

– W imprezie wzięli udział goście z całego świata „Wiceminister Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej Małgorzata Jarosińska  podała, że na 30 dni przed wydarzeniem zgłosiło się do niego 7 tys. uczestników z całego świata, w tym ok. 900 z Polski. – Liczę, że do 22 czerwca, do czasu trwania rejestracji, ta liczba będzie większa, bo tak naprawdę spodziewamy się w Katowicach ok. 15 tys. osób”. Ciekawe ile sam transport tych wszystkich osób wygenerował CO2…? Czy w dobie internetu nie można było przeprowadzić takiego wydarzenia online?

– „W imprezie wzięło udział 89 wystawców z 43 krajów ze wszystkich regionów świata” – możemy przeczytać w Dziennik Zachodni. Jak Państwo myślicie, co stanie się z tymi pięknymi, wykonanymi z płyt wiórowych boxami, w których wystawcy się prezentowali? Śmietnik czy spalarnia? Tak, budownictwo jest odpowiedzialne za generowanie 40% CO2.

– W miejscu w którym odbywało się WUF11 brakowało koszy do selektywnej zbiórki odpadów. Większość koszy, to były czarne kubły z napisem „zmieszane”. Konsternacja osób biorących udział w tym wydarzeniu, gdy szukali kosza na plastik lub szkło, była tak duża, że czułem wewnętrzny wstyd i zażenowanie w związku z tym, jaki dajemy przykład światu.

– Każdy uczestnik dostawał przy rejestracji „gifty”. Jakie? Torbę bawełnianą i plastikową butelka na wodę made in China. Niby fajnie, ale… wyprodukowanie bawełnianej torby generuje o wiele więcej CO2 niż wyprodukowanie torby plastikowej. Ponadto produkcja toreb bawełnianych zżera niewyobrażalne ilości wody – raptem 2600l wody na JEDNĄ torbę. Czy to mało czy dużo? To tyle ile potrzebuje jedna dorosła osoba do przeżycia przez 3,5 roku. Na potrzeby tej imprezy prawdopodobnie wyprodukowano ok. 15 tys. takich toreb = 39 000 000l wody.

– Możliwość zakupu dań z mięsem. Wiem że dla wielu obiad bez mięsa to nie obiad, ale jeśli mamy wprowadzać nowe trendy i rozwiązywać problemy świata, to powinniśmy, tym bardziej na takiej imprezie, powstrzymać się od promowania konsumpcję mięsa. „Globalna produkcja mięsa generuje więcej CO2 niż transport samochodowy, lotniczy, kolejowy i wodny razem wzięte – ukazuje raport brytyjskiego instytutu Chatham House”, ale organizatorzy oraz osoby biorące udział w WUF11 (na talerzach uczestników bardzo często pojawiało się mięso) w sumie się nie bardzo tym przejmują.

– Plastikowe rośliny jako wystrój. Gdzie by nie spojrzeć, to z każdej strony uczestników otaczała zieleń, niestety był to głównie plastik – tego chyba nie trzeba komentować. Czy lepsze są żywe rośliny lub kwiaty cięte? Zazwyczaj tak, ale nie w tym wypadku. Żywe rośliny posadzone były w podłożu zawierającym torf. Co to znaczy dla klimatu? Pisaliśmy o tym tu: https://lakikwietne.pl/torf-cenny-zasob-naturalny/ Z resztą co się stanie po imprezie z tymi żywymi roślinami? Prawdopodobnie wylądują w koszu i cała energia oraz woda jaka została wykorzystana na ich produkcję pójdzie jak para w gwizdek.

– Na ścianie jednego wystawcy królował chrobotek reniferowy – gatunek porostu, który jest pod częściową ochronę i pozyskiwany jest głównie z Syberii. Tu warto zaznaczyć że porosty rosną w tempie od 0,25mm do 3 cm rocznie.

– Kolejne wątpliwości jakie się nasuwają to sposób promowania tego wydarzenie poprzez rozdawanie paczek z nasionami na „łąkę kwietną”. Mieszanka nasion zawierała głównie nasiona traw oraz… nasiona inwazyjnego łubinu trwałego, który opisywany jest tak przez GDOŚ: „Gatunek cechuje się wysoką konkurencyjnością wobec rodzimych roślin. W stanie dzikim jest w stanie tworzyć rozległe skupienia, wypierając inne gatunki roślin zielnych i gruntownie zmieniając skład i strukturę roślinności. Zbiorowiska roślinne z dużym udziałem łubinu trwałego cechują się zwykle obniżoną różnorodnością gatunkową. Gatunek w zróżnicowany sposób wpływa na liczebność i bogactwo gatunkowe owadów, a pośrednio na możliwości zapylania i sukces reprodukcyjny innych roślin. W miejscach z obfitym występowaniem łubinu trwałego może dochodzić do spadku ogólnej liczebności stawonogów, nawet o ok. 45%”

– Temperatura towarzysząca temu wydarzeniu nie chciała spaść poniżej 30 stopni. Dlaczego o tym piszę? Aby uczestnicy nie ugotowali się w garniturach należało w pomieszczeniach włączyć dużych rozmiarów klimatyzatory. Pobór prądu musiał być duży. Warto przy okazji pamiętać, że prąd w polskich gniazdkach pochodzi głównie ze spalania węgla ok. 75%.

Warto zadać sobie pytanie, czy impreza w czasie której tak dużo mówi się o ekologii, zmianach klimatu, przyszłości miast i świata, powinna promować działania i rozwiązania, które są przyczyną obecnego stanu rzeczy? 

WUF11 oceniam jako imprezę mającą głównie na celu generowanie jeszcze większych ilości gotówki wybranym środowiskom pod płaszczykiem modnej ostatnio ekologii. Z resztą słowa ministra Michała Wójcika obnażają prawdziwy cel organizowania takich wydarzeń: „To jest naprawdę znakomita okazja do tego, żeby nawiązywać relacje biznesowe”.

Zespół naukowców właśnie opublikował nowy artykuł na temat reakcji dzikich pszczół na porzucanie ziemi uprawnej. Mozaika krajobrazu obejmująca łąki i lasy jest niezbędna do zachowania różnorodności dzikich pszczół.

W krajobrazach rolniczych na całym świecie istnieją wszechobecne tendencje do intensyfikacji lub porzucania upraw. Intensyfikacja jest powszechnie uznawaną przyczyną spadku liczby dzikich pszczół, ale niewiele wiadomo na temat konsekwencji porzucania gruntów, chociaż wiąże się z poważnymi zmianami siedlisk z ugorów, pastwisk i łąk na zarośla i lasy.

Skupiając się na krajobrazie śródziemnomorskim, zbadano długoterminowe zmiany w zbiorowiskach dzikich pszczół podczas wtórnej sukcesji roślinności po porzuceniu gruntów. Posłużyliśmy się substytucją czasoprzestrzenną, badając rośliny i dzikie pszczoły na pięciu etapach sukcesji, od muraw, przez zarośla, po lasy dębowe.

Łąki są najbogatszym siedliskiem

Zarejestrowano 2721 pszczół, reprezentujących ponad 150 gatunków. Łąki charakteryzują się największą liczebnością dzikich pszczół i dużą różnorodnością gatunków oligolektycznych. Przechodząc przez kolejne etapy, nastąpił gwałtowny spadek liczebności pszczół połączony z postępującą akumulacją rzadkich gatunków, co skutkowało maksymalną różnorodnością całej zbiorowiska, naziemnymi gniazdami, polilegami i oligolegami w lasach dębowych. Różnorodność pszczół była pozytywnie związana z różnorodnością taksonomiczną i filogenetyczną roślin. Nastąpiła duża rotacja składu zbiorowisk przy sukcesji, przy czym gatunki występujące na murawach były w dużej mierze nieobecne w późniejszych stadiach sukcesji i na odwrót. Spośród 21 gatunków wskaźnikowych 17 było związanych z murawami.

Podsumowanie

Wyniki sugerują, że mozaika siedlisk na różnych etapach sukcesji, w szczególności muraw i lasów dębowych, jest niezbędna do maksymalizacji różnorodności i liczebności dzikich pszczół w skali krajobrazu. Zrównoważone zarządzanie jest zatem potrzebne w przypadku porzucania gruntów, aby zachować siedliska zielne we wczesnym okresie sukcesji oraz zapewnić regenerację i ochronę lasów.

Więcej informacji: https://onlinelibrary.wiley.com/doi/epdf/10.1111/icad.12562