Coraz więcej osób obawia się kleszczy – i słusznie. Borelioza, kleszczowe zapalenie mózgu czy anaplazmoza to realne zagrożenia. Ale zamiast sięgać po chemiczne opryski, warto poznać naturalne metody ograniczania liczby kleszczy. Jedną z najskuteczniejszych broni jest… zdrowe, zróżnicowane środowisko.
W Polsce kleszcze przestały być wyłącznie problemem lasów i łąk. Coraz częściej spotykamy je w parkach miejskich, ogrodach, a nawet na osiedlowych trawnikach. Dlaczego? Bo im uboższe środowisko, tym łatwiej choroby odkleszczowe się rozprzestrzeniają.
W zdrowym ekosystemie kleszcze żerują na wielu różnych zwierzętach – ptakach, jeżach, jaszczurkach, jeleniach czy lisach. Nie wszystkie te zwierzęta przenoszą choroby – niektóre wręcz „blokują” zakażenie. Gdy przyroda jest różnorodna, ryzyko zakażenia spada – to tzw. efekt rozcieńczenia.
W środowiskach zubożonych – np. tam, gdzie wszystko jest równo wykoszone – dominują gryzonie, które są świetnymi rezerwuarami patogenów. Efekt? Więcej zakażonych kleszczy, większe ryzyko dla ludzi i zwierząt domowych.
Choć kleszcze nie mają wielu wyspecjalizowanych drapieżników, natura zna sposoby, by trzymać je w ryzach:
Usuwanie dzikich zwierząt i intensywne koszenie osłabiają te mechanizmy i zwiększają ryzyko kontaktu z zakażonymi kleszczami.
Zamiast kosić wszystko i wszędzie, warto przyjąć mozaikowy reżim koszenia:
Zamiast walczyć z kleszczami wyłącznie chemią, dajmy działać naturze. Dzikie enklawy, różnorodne siedliska i obecność naturalnych wrogów kleszczy to skuteczne i bezpieczne rozwiązanie. Ochrona przyrody to najlepsza profilaktyka zdrowotna – nawet w mieście.
Dowiedz się więcej: