W dniu 17 lutego 2023 na stronie Zarządu Dróg Miejskich ukazał się artykuł pt.: „PLAC CENTRALNY – CZYLI ZIELONA REWOLUCJA W SAMYM CENTRUM STOLICY”, z którego można się dowiedzieć o planowanych pracach w obrębie wspomnianego obszaru.
Jako przyrodnicy, doceniamy inicjatywę i cieszymy się z planów zwiększenia powierzchni terenów zielonych, w tym nowych nasadzeń drzew i krzewów. Jest to dobry kierunek zagospodarowania przestrzennego miasta, szczególnie w dobie zmian klimatycznych i postępującej utraty bioróżnorodności. Niepokoją nas jednak podane przez Państwa informacje co do składu gatunkowego drzew, które mają być sadzone.
Wśród gatunków drzew na pierwszym miejscu została wymieniona robinia akacjowa. Pochodzi ona z Ameryki Północnej, dawniej była chętnie sadzona m.in. ze względu na walory estetyczne i odporność na warunki środowiska, jednak obecnie uznaje się ją za groźny inwazyjny gatunek obcy [1,2]. Według klasyfikacji Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska robinia akacjowa ma czwarty, najwyższy stopień inwazyjności, zarezerwowany dla gatunków obecnych na dużym obszarze Polski i mających bardzo istotne znaczenie w skali kraju [2,3,4]. W analizie stopnia inwazyjności gatunku (Harmonia+PL – procedura oceny ryzyka negatywnego oddziaływania inwazyjnych i potencjalnie inwazyjnych gatunków obcych w Polsce) wpływ robinii akacjowej na środowisko poprzez konkurencję, zaburzanie czynników biotycznych i abiotycznych został oceniony jako duży [5,6]. Gatunek ten rozprzestrzenia się przez odrosty korzeniowe oraz nasiona. Usunięcie glebowego banku nasion tego gatunku jest praktycznie niemożliwe, gdyż nasiona dzięki spoczynkowi fizycznemu są w stanie przetrwać w glebie co najmniej kilkadziesiąt lat. Równie trudny do usunięcia jest system korzeniowy tego gatunku, a każde jego naruszenie skutkuje silną reakcją odroślową.
Miasta, nawet ich najbardziej zurbanizowane fragmenty, nie są “wyspami” izolowanymi od otoczenia. Nasiona rosnących na ich terenie roślin mogą się przemieszczać nieraz na duże odległości, co w przypadku inwazyjnych gatunków obcych jest drogą do kontynuowania inwazji. Dlatego nie można uznać sadzenia gatunku inwazyjnego za nieszkodliwe dla przyrody tylko dlatego, że ma to miejsce w mieście. W szczególności w Warszawie, która sąsiaduje z Kampinoskim Parkiem Narodowym, należałoby pod tym względem zachowywać ostrożność. W Puszczy Kampinoskiej szereg inwazyjnych gatunków roślin, w tym właśnie robinia akacjowa, zagraża bioróżnorodności, między innymi murawom napiaskowym, a na walkę z tymi gatunkami poświęcane są duże nakłady finansowe [7]. Także w rezerwacie przyrody ‘Las Bielański” i w jego otulinie prowadzone są działania ograniczające występowanie tego gatunku [8]. Wprowadzanie do środowiska kolejnych osobników może skutkować wzmocnieniem już istniejącej populacji zarówno poprzez zwiększenie podaży diaspor, jak i poprzez nowe możliwości rekombinacji genetycznej.
Sadzenie w centrum miasta robinii akacjowej jest również niepożądane z tego względu, że wspiera kształtowanie niewłaściwych postaw w stosunku do zieleni ozdobnej. Obecność groźnych gatunków inwazyjnych w przestrzeni publicznej “oswaja” je, mylnie sugeruje, że nie są tak dużym problemem. W naszej ocenie zieleń w tak reprezentacyjnym miejscu jak centrum stolicy powinna być komponowana z zachowaniem najwyższych standardów [9], w tym z poszanowaniem przyrody.
Mimo że obce gatunki drzew mogą być atrakcyjne wizualnie, dobrze dostosowane do warunków panujących w mieście i łatwo dostępne, to nie jest niemożliwe zaprojektowanie zieleni z użyciem gatunków rodzimych, lub przynajmniej bez gatunków inwazyjnych i pochodzących z innych kontynentów. Poza robinią akacjową, również część spośród pozostałych wymienionych w Państwa tekście gatunków drzew to gatunki obce. W naszej ocenie cała lista planowanych do posadzenia gatunków (zarówno drzew, jak i krzewów oraz roślin zielnych) powinna zostać jeszcze raz sprawdzona pod kątem ich możliwego wpływu na przyrodę. Prosimy o weryfikację listy planowanych gatunków, usunięcie z niej inwazyjnej robinii akacjowej oraz rozważenie zastąpienia pozostałych obcych gatunków rodzimymi. Bardzo polecamy Państwu skorzystanie z pomocy botaników, którzy będą potrafili doradzić w sprawie wyboru najbardziej adekwatnych rodzimych alternatyw dla wybranych przez Państwa obcych gatunków. My, niżej podpisani, również deklarujemy chęć pomocy — w razie potrzeby mogą się Państwo skontaktować z tymi spośród osób niżej podpisanych, przy których nazwiskach widnieje gwiazdka (*).
Treść listu została przesłana do Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie i Zarządu Zieleni m.st. Warszawy
List można pobrać też z naszej strony –> link
[1] Vítková, M., Müllerová, J., Sádlo, J., Pergl, J., & Pyšek, P. (2017). Black locust (Robinia pseudoacacia) beloved and despised: A story of an invasive tree in Central Europe. Forest ecology and management, 384, 287-302.
[2] Tokarska-Guzik, B., Dajdok, Z., Zając, M., Zając, A., Urbisz, A., Danielewicz, W., & Hołdyński, C. (2012). Rośliny obcego pochodzenia w Polsce. Warszawa: Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska.
[3] Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska (2014). Kodeks dobrych praktyk Ogrodnictwo wobec roślin inwazyjnych obcego pochodzenia. https://projekty.gdos.gov.pl/files/artykuly/36446/Kodeks_Dobrych_Praktyk_icon.pdf
[4] Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska: Robinia akacjowa. http://projekty.gdos.gov.pl/kdpo-robinia-akacjowa, dostęp 01.03.2023
[5] Danielewicz W., Mirski P., Gazda A. 2018. Ankieta oceny stopnia inwazyjności Robinia pseudoacacia L. w Polsce, na podstawie protokołu Harmonia+PL – procedura oceny ryzyka negatywnego oddziaływania inwazyjnych i potencjalnie inwazyjnych gatunków obcych w Polsce. Źródło: Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. www.projekty.gdos.gov.pl/igo, data dostępu: 03.03.2023
[6] Danielewicz W., Mirski P., Gazda A. 2018. Robinia pseudoacacia L. – Karta informacyjna gatunku. Źródło: Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. www.projekty.gdos.gov.pl/igo, data dostępu: 03.03.2023
[7] Otręba A., Michalska-Hejduk D. (red.) 2014. Inwazyjne gatunki roślin w Kampinoskim Parku Narodowym i w jego sąsiedztwie. Kampinoski Park Narodowy
[8] Gazda A., Miścicki S (2012) Przekształcanie drzewostanów robiniowych w rezerwacie przyrody – koncepcja i realizacja. Studia i materiały CEPL w Rogowie 33, 4:74-80
[9] Brundu, G., & Richardson, D. M. (2016). Planted forests and invasive alien trees in Europe: a code for managing existing and future plantings to mitigate the risk of negative impacts from invasions.
W magazynie naukowym „Science” został opublikowany raport dotyczący roli muraw w magazynowaniu dwutlenku węgla. Publikacja ukazuje w telegraficznym skrócie najważniejsze problemy ludzkości i przyrody wskazując sprawdzone rozwiązania. Raport powstał we współpracy chińsko-amerykańskiej, a te dwa supermocarstwa w znacznym stopniu decydują o klimacie całej planety oraz dalszych losach światowego rolnictwa i ochrony przyrody.
Obszary trawiaste (ang. grasslands) gromadzą w postaci części podziemnych około 1/3 światowych zasobów węgla na lądach. Dotyczy to zwłaszcza dobrze zachowanych torfowisk oraz stepów z warstwą czarnoziemu, ew. prerii z glebami brunatnymi. Tereny te mają zdolność wycofywania gazów cieplarnianych na stulecia lub tysiąclecia. Pozostałe obszary bezdrzewne magazynują mało węgla, a przede wszystkim na krótko (zwykle 1-3 lata). Przy odpowiednim użytkowaniu ich rola pochłaniaczy CO2 może wzrosnąć jeszcze bardziej. Aby zapobiec dalszym zmianom klimatu, lepiej dostosować się do już zachodzących, uratować choć część dzikiej przyrody, a jednocześnie zachować dotychczasową produkcję żywności należy zwiększać sekwestrację glebowego węgla organicznego (ang. soil organic carbon, SOC). Można to osiągnąć trzema drogami:
Pierwszy sposób będzie najbardziej efektywny, jednak zarazem najbardziej kosztowny. Zachowanie dotychczasowej różnorodności biologicznej oraz jej odtworzenie na terenach zdegradowanych nasili konflikty społeczne i polityczne między sektorem rolniczym oraz zbliżonymi branżami (produkcją żywności, biopaliw, ubrań z włókien i skór naturalnych, leśnictwem, rybactwem śródlądowym) a sektorem ochrony przyrody. Jednak właśnie tą drogą podąża w ramach Nowego Zielonego Ładu i Strategii na rzecz Różnorodności Biologicznej 2030 cała Wspólnota Europejska, w tym Polska, Fundacja Kwietna oraz nasza firma.
Druga droga zdaje się kompromisem między produkcją pasz oraz żywności a ratowaniem klimatu, siedlisk oraz gatunków dziko występujących. Kluczem do sukcesu będzie tu właściwa obsada pastwisk w odmiennych strefach klimatyczno-roślinnych, tudzież takie nawożenie trwałych użytków zielonych, by zapobiec dalszemu skażeniu wód słodkich oraz mórz.
Trzecia droga będzie najmniej konfliktogenna z perspektywy farmerów oraz konsumentów żywności i odzieży ze źródeł rolniczych. Polega na utrzymaniu nowoczesnego, intensywnego użytkowania łąk oraz pastwisk poprzez ich obsiew mieszankami traw, oraz pastewnych bobowatych (drobnonasiennych motylkowatych), a nawet poszerzeniu go na część terenów dotychczas uprawianych ekstensywnie albo wcale. Działaniami na rzecz klimatu oraz bioróżnorodności będą tu: nieprzekształcanie trwałych użytków zielonych w pola orne, drogi ani obszary zabudowane, a także kompromisowe podejście do ochrony flory i fauny krajobrazu rolniczego (zachowanie lub tworzenie siedlisk marginalnych np.: pasów kwietnych, miedz, stref buforowych cieków, starorzeczy, wiatrochronów; walka z inwazyjnymi gatunkami obcymi; odpowiednie reżimy prac polowych chroniące ptaki, owadzich zapylaczy i płazy; racjonalny wybór terenów oddawanych przyrodzie, rolnictwu i zabudowie).
Niemal 70% łąk i pastwisk świata znajduje się na półpustyniach i suchych stepach, w klimacie zbyt zimnym i suchym dla uprawy zbóż czy roślin okopowych. Tylko 23% użytków zielonych położonych jest w klimatach wilgotnych a gorących (przyrównikowym i monsunowym zwrotnikowym). Trzecią co do powierzchni grupą muraw będą hale górskie. Te tak niepodobne do siebie strefy klimatyczno-roślinno-glebowe łączy jednak wyższa niż gdzie indziej wrażliwość na zmiany klimatu oraz dalszy zanik bioróżnorodności. Na półpustyniach ocieplenie może zwiększyć magazynowanie SOC w postaci żywych i obumarłych korzeni. Spowolni też rozkład węgla przez grzyby. W gorącym, a zarazem wilgotnym klimacie dalszy wzrost temperatury może nie zmienić ilości magazynowanego węgla. Wzrośnie wprawdzie udział traw prowadzących fotosyntezę typu C4 oraz tempo ich metabolizmu, równocześnie jednak nasili się rozkład związków węgla przez bakterie oraz grzyby. Z kolei topnienie wiecznej zmarzliny na halach górskich zniszczy dotychczasowe zbiorowiska drobnoustrojów glebowych, przyśpieszając uwalnianie CO2 z SOC do atmosfery.
Nieznajomość prawa szkodzi. Tę starożytną maksymę można rozciągnąć na znajomość praw przyrody, zwłaszcza na terenach użytkowanych rolniczo. Wciąż jeszcze mało wiemy o tym, jak zmieni się w przyszłości reżim opadów. Gdzie i kiedy wystąpią susze, a gdzie powodzie? Jak zmieni to metabolizm grzybów, bakterii i archeonów pod wpływem długofalowych zmian wilgotności? Wiele zagadek kryje również wpływ pożarów (albo ich wyeliminowania) na funkcjonowanie obszarów trawiastych, ich sukcesję w kierunku zbiorowisk leśnych, wreszcie zawartość węgla organicznego po przejściu pożarów powierzchniowych oraz wgłębnych, szczególnie niebezpiecznych dla czarnoziemów stepowych oraz torfów pod szuwarami. Nie ustają bowiem dyskusje, w jakich okolicznościach ogień bywa siłą dobroczynną dla klimatu i bioróżnorodności? Kiedy jego wpływ przeważa nad wypasem, koszeniem oraz karczowaniem roślin drzewiastych? A kiedy staje się siłą wyłącznie destruktywną, szczególnie niepożądaną w okresie gniazdowania ptaków albo wędrówek wielkich roślinożerców?
Choć miasta pokrywają nieco ponad 3% obszaru Błękitnej Planety to, wg różnych szacunków, konsumują co najmniej 60 jak nie 80% całej energii potrzebnej ludzkości. Do tego psują klimat i pogarszają zdrowie własnych mieszkańców, wydzielając 75% całego CO2, nie licząc pyłów PPM. W rezultacie ponad połowa obywateli miast świata narażona jest na powietrze zanieczyszczone 2,5 raza bardziej niż przewidują to normy ONZ. Skażenie powietrza przyspieszyło zgony co najmniej 4,2 miliona osób!
Ludzkość wdraża coraz więcej pomysłowych rozwiązań problemu brudnego powietrza. Prócz rozwiązań czysto inżynierskich i społecznych: przejścia na gospodarkę obiegu zamkniętego, lepszych filtrów na kominach, dalszej elektryfikacji transportu miejskiego, ograniczeń w ruchu pojazdów spalinowych, promowania rowerów i riksz, eksperymentów z transportem opartym na wodorze etc. sięgamy po rozwiązania oparte na przyrodzie (ang. nature based solutions; NBS). Znajdziemy wśród nich tworzenie nowych lasków i parków kieszonkowych, przekształcanie trawników na miejskie łąki kwietne, budowę niecek retencyjnych i ogrodów deszczowych, jak również budowę ogrodów wertykalnych na zewnętrznych fasadach budynków i zapór.
Naszej florze daleko do tropikalnej różnorodności pnączy zielnych i zdrewniałych, jednak mamy czym zazielaniać nasze ściany. Pionowy ogród z girlandami żywych lian i pnączy zielnych chłodzi latem, a ogrzewa zimą, poza tym osusza same ściany, jak i okolice fundamentów, pochłania kurz i tłumi hałas. Pozwala również ukryć brzydotę budynków (śmietników, magazynów, ruder) albo nasze tajemnice przed niepowołanym okiem. Prawidłowo dobrane pnącza nie tylko ślicznie wyglądają, lecz także dostarczają schronień oraz pokarmu owadzim zapylaczom i ptakom śpiewającym.
Z pokarmem dla nas bywa gorzej, gdyż część ptasich delikatesów bywa trująca (bluszcz, przestęp, glicynia, dławisze, trzmielina Fortune’a, kokornaki, sporo wiciokrzewów i psianek) albo niezbyt smaczna (cytryniec chiński, część dzikich winorośli) dla nas – ludzi. Zachowajmy szczególną ostrożność z „zielem nieśmiertelności”, inaczej jiaogulanem, gdyż wciąż trwają badania jego własności leczniczych, ew. też trujących. Dobierając rośliny na zielone fasady, musimy uważać na gatunki rozsadzające fundamenty i kruszące spękane ściany (milin).
Trwałe i udane przerobienie ogrodzenia lub ściany na pionowy ogród wymaga przynajmniej podstawowej znajomości wymagań sadzonych gatunków i odmian. Zdecydowana większość pnączy znoszących polski klimat owija się dookoła podpór całym swoim kormusem (ciałem), jak to obserwujemy u wiciokrzewów albo powojników. Zapewniając im podpory, można uzyskać efekt zielonego, podczas kwitnienia i owocowania także kolorowego kobieraca, świadczącego szereg usług ekologicznych i nam, i ptakom, i owadom zapylającym. Tylko niektóre pną się bez pomocy człowieka po wertykalnych, nawet dość gładkich ścianach. Potrafią to winobluszcze dzięki specjalnym przylgom, jak również przywarka japońska, hortensja pnąca, trzmielina Fotune’a, amerykański milin, tudzież nasz krajowy bluszcz za sprawą swych korzonków czepnych.
Jeżeli chcemy coś zasłonić błyskawicznie, w ciągu roku, sięgajmy po formy szybko rosnące, niedrewniające lub drewniające tylko częściowo: chmiel, rdestówkę Auberta, kielisznika, kokornaki czy klematisy z grup odmian Vitalba bądź Tangutica. Gdy mamy więcej czasu, wybierzmy formy wolniej rosnące, ale dające obfitsze powierzchnie zielone, więcej nektaru i owocu.
Wśród pnączy, które sprawdzą się w miastach warto upowszechniać rodzime gatunki zbiorowisk welonowych, szczególnie wyżpina jagodowego i kielisznika zaroślowego. Doskonałym rodzimym pnączem do miast jest oczywiście bluszcz pospolity. Tereny silnie zurbanizowane warto także upiększać rdestówką bucharską, przywarką japońską, winnikami, hortensją pnącą, tudzież milinem. Jako atrakcję dla motyli także w Polsce sadzi się coraz częściej trójskrzydlaka Regela. Nasze ROD warto wzbogacać o wijące się gatunki deserowe jak akebie (czekoladowe pnącze) i aktinidie (mini-kiwi, viti kiwi), cytryńca oraz mniej znane winorośle.
Tworząc ogród wertykalny na ścianach zewnętrznych, filarach czy słupach dobierzmy rośliny do stanowiska. Część lian potrzebuje stanowisk ciepłych, jasnych i suchych. Dotyczy to zwłaszcza trójskrzydlaka Regela, obwojnika (periploki), milinu, wisterii (glicynii) oraz aktinidii.
Nie brak jednak gatunków i odmian wspaniale znoszących półcień i chłód (przywarka, hortensja pnąca, chmiel, kokornak, sporo wiciokrzewów, akebia), a nawet tolerujących głęboki cień, gdzie nie urosną już trawy ani większość drzew (bluszcz). Szereg kolekcjonerskich rarytasów wymaga jeszcze lat obserwacji, by rozeznać się w ich wymaganiach świetlnych. Dotyczy to choćby sinofranszecji chińskiej.
Pnącza początkowo nie zajmują wiele miejsca. Zwykle jednak nie lubią gleb ubogich i suchych. Jedynie prowadzony czasem jako pnącze kolcowój szkarłatny (jagody goji) wspaniale rośnie na gruntach jałowych, kamienistych i/lub mocno suchych. Na częstych w miastach glebach alkalicznych, zanieczyszczonych gruzem sprawdzą się niektóre odmiany róż czepnych, tak ramblerów o małych kwiatach, jak klimberów o wielkich. Pamiętajmy jednak, że mimo kolców wspinanie idzie im tak sobie, potrzebują zatem podpór. Wszystkie, wspomniane w artykule pnącza sadźmy w dołach wielkości 0,5 na 0,5 na 0,5 m, optymalnie 0,3-0,5 m od fasady lub płotu, a jeszcze dalej (0,5-1,0 m) od żywych drzew.
Przy zakładaniu zielonych ścian z pnączy należy przede wszystkim unikać inwazyjnych gatunków obcych (IGO, ang. invasive alien species, IAS). W przypadku Polski niepożądane jest używanie kolczurki klapowanej, chmielu japońskiego, kielisznika nadobnego, a w pobliżu rezerwatów przyrody i lasów gospodarczych także kolcowoja, pewnych dławiszów, powojnika pnącego i winobluszczów.
Niemieccy naukowcy opublikowali wyniki badania dotyczącego preferencji żywieniowych dzikich pszczół. To bardzo ważne dane w kontekście ochrony tej grupy zapylaczy.
„
„
Celem badań było wskazanie najlepszej mieszanki nasion roślin kwitnących do wykorzystania w pasach kwietnych. Pasy kwietne to liniowe założenia śródpolne, których zadaniem jest m.in. wspieranie pszczół miodnych i dzikich. Przesłanką do rozpoczęcia badania była niska jakość mieszanek nasion i nieprawidłowe kompozycje gatunków. Naukowcy przed podjęciem się badań zauważyli, że mieszanki nasion na łąki kwietne dla dzikich pszczół często tworzone są na podstawie dostępności nasion, ich cen i różnych opinii. W składach często dominują gatunki uprawne, które wspierają głównie pszczołę miodną i niewielką ilość gatunków dzikich. Mieszanki rzadko tworzone są na podstawie badań interakcji konkretnych gatunków pszczół z roślinami pożytkowymi.
W czasie badań naukowcy przeanalizowali dwa zestawy danych. Pierwsze z nich to były badania przeprowadzone w 2018 i 2019 roku. Zbadali oni wówczas preferencje 460 gatunków dzikich pszczół, czyli ok. 85% wszystkich gatunków pszczół stwierdzonych w Niemczech. Zaobserwowali oni 23 864 (!) interakcje pszczoła-kwiat. Badania zostały przeprowadzone w dwudziestu lokalizacjach. Drugi zestaw badań to był zbiór 86 509 interakcji między pszczołami i roślinami, które zaobserwowano przez ponad 30 lat w Niemczech.
W czasie badań sprawdzono trzy aspekty:
Gatunki o wysokiej atrakcyjności, według badaczy, to gatunki, które przyciągały największą liczbę gatunków pszczół. Naukowcy wskazali 34 gatunki roślin, które są bardzo atrakcyjne dla dzikich pszczół. Wskazali również dużą liczbę gatunków roślin, które były atrakcyjne w zależności od grupy pszczół w danej lokalizacji.
Można zauważyć, że na obu listach pojawiają się gatunki obce, a nawet inwazyjne, jak chociażby nawłoć kanadyjska (Solidago canadensis L.). Dlatego wprowadzając konkretne gatunki do środowiska, należy przeanalizować ich wpływ na lokalne ekosystemy, aby robiąc dobrze pszczołom w danym momencie, w ogólnym rozrachunku nie zrobić im źle. W przypadku nawłoci ten apel powinien mocno wybrzmieć, ponieważ nawłoć kanadyjska tworzy rozległe monokultury, które zagłuszają inne gatunki i dają pożywienie tylko przez kilka tygodni w roku.
Przedmiotowe badania są kluczowe w kontekście tworzenia mieszanek nasion, których celem ma być wspieranie dzikich pszczół. Jednak, jak zaznaczają autorzy, ich badania są wskazówką, która będzie pomocna przy tworzeniu takich mieszanek, a badań nie należy traktować jak gotowego spisu roślin, których nasiona należy wykorzystywać w mieszankach.
Źródło: https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0167880922004157
Dziennikarze Source Material, Guardiana i Die Zeit ujawniają: kredyty węglowe certyfikowane przez Verra, nabywane m.in. przez Shell, Gucci, Netflix czy rząd Kataru, okazały się w znacznym stopniu bezwartościowe! Handel tymi kredytami może wręcz przyśpieszać globalne ocieplenie niż je hamować.
Trwające 9 miesięcy śledztwo dziennikarskie prowadzone wspólnie przez reporterów Die Zeit, Guardiana oraz Source Material dotyczyło kredytów węglowych (prywatnych offsetów węglowych), generowanych przez projekty mające chronić lasy deszczowe. Prywatnych offsetów nie należy mylić z międzynarodowymi uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych. O tych ostatnich decyduje u nas Unia Europejska jako organizacja międzynarodowa. Kredyty są natomiast dobrowolną, prywatną rekompensatą dla środowiska, wypłacaną przez emitentów CO2 innym instytucjom, ratującym klimat (zwykle także bioróżnorodność), uprawnionym do wydawania certyfikatów neutralności klimatycznej. Największymi nabywcami offsetów węglowych stali się najwięksi „psuje klimatu”: linie lotnicze, firmy naftowe, gazowe, kopalnie węgla, koncerny rolnicze i nawozowe, banki i giełdy obracające aktywami ww. trucicieli, bez względu na to, czy są prywatne, czy państwowe. Kompensacja środowiskowa polega zwykle na sadzeniu drzew, zamianie rolnictwa lub leśnictwa przemysłowego na zrównoważone, nowoczesne agroleśnictwo lub na ochronie rosnących od dawna lasów przed wycinką. Tak naprawdę mechanizmy produkcji, a potem wyceny i sprzedaży offsetów węglowych są znacznie bardziej skomplikowane. Skutków susz, pożarów, topnienia lodowców, wymarcia kolejnych gatunków, migracji, wojen etc. nie da się przecież bezpośrednio przeliczyć na tony dwutlenku węgla ani na pieniądze.
Prywatne kredyty węglowe certyfikowała m.in. firma Verra z siedzibą w Waszyngtonie (DC, USA). Wyrosła na prawdziwą liderkę tego wschodzącego rynku, wycenianego na ponad dwa miliardy dolarów. Zatwierdza bowiem 75% offsetów węglowych świata, kontrolując 40% rynku. Jej program ochrony lasów deszczowych Ameryki Południowej wprowadzony został jeszcze przed podpisaniem Porozumień Paryskich. Niestety – zdaniem Source Material i gazet – niemal wszystkie (ponad 90%), wyceniane przez nią offsety okazały się prawdziwymi „kredytami fantomowymi”, nie odzwierciedlały bowiem faktycznego obniżenia emisji dwutlenku węgla. Nie przyniosły też obiecanych, dodatkowych korzyści dla różnorodności biologicznej, gatunków charyzmatycznych, wreszcie rdzennych plemion i ubogich rolników.
Wśród klientów Verra obok koncernów znajdziemy również rządy, samorządy, zespoły muzyczne i kluby sportowe, jak choćby: easyJet, BHP, Gucci, Salesforce, Shell, Leon oraz Pearl Jam. Zakupiwszy kredyty przedsiębiorstwa mogły reklamować swoje produkty i usługi jako „neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla”. Zachęcało to ich klientów do dalszego korzystania z towarów i usług o wysokim śladzie węglowym np.: latania samolotami, jeżdżenia dieslami, używania plastikowych opakowań, noszenia ubrań z tworzyw sztucznych.
Wspólne śledztwo dziennikarskie Source Material, Guardiana oraz die Zeit polegało na: krytycznej analizie metod naukowych i rachunkowych przyjętych przez firmę Verra, tudzież dziesiątkach wywiadów z przedstawicielami społeczności tubylczych, szeregowych wykonawców projektów, praktyków i naukowców. Równolegle z pracą dziennikarzy bezstronną, naukowo precyzyjną oceną rzeczywistej skuteczności i uczciwości Verry zajął się zespół uczonych z Uniw. w Cambridge.
Choć Verra to przedsiębiorstwo prywatne, stała się swego rodzaju prawodawcą jako twórczyni norm środowiskowych dotyczących działań ratujących klimat, wdrażających zasady zrównoważonego rozwoju. Upowszechniła swój zweryfikowany standard węglowy (verified carbon standard, VCS), na nim zaś oparto ponad jeden miliard dolarów kredytów węglowych. Według tych dwóch dochodzeń dziennikarzy i uczonych:
Konkurenci Verra postępują podobnie. Przykładowo powstała w Argentynie firma Pachama pośredniczy między właścicielami lasów a nabywcami offsetów węglowych. Nad peruwiańską rzeką Madre de Dios powstały „zrównoważone, zgodne ze standardami agroleśnictwa” plantacje orzechów. Pachama stworzyła dla nich kredyty węglowe, po czym sprzedała je modowemu gigantowi Giorgio Armani oraz australijskiej firmie Macquarie (banki, nieruchomości, agrobiznes i zielona gospodarka np.: farmy wiatrowe w UK). Hodowcy orzechów, nota bene obywatele Brazylii, a nie Peru, wycinali górskie lasy mgielne chroniące dorzecze harvesterami, a Pachama antydatowała mapy, zdjęcia satelitarne oraz rozmiar powierzchni objętej „zrównoważonym agroleśnictwem”.
https://twitter.com/Source_Mat?ref_src=twsrc%5Egoogle%7Ctwcamp%5Eserp%7Ctwgr%5Eauthor
https://www.source-material.org
https://www.source-material.org/buy-low-sell-high-what-they-dont-tell-you-about-carbon-offsets/
https://www.source-material.org/shell-drive-carbon-neutral-claims-in-doubt-after-forest-scrutiny/
https://www.source-material.org/vercompanies-carbon-offsetting-claims-inflated-methodologies-flawed/
https://verra.org/verra-response-guardian-rainforest-carbon-offsets/
Taksonomią UE nazywamy potocznie obowiązujący od dwóch lat nowy akt prawny Wspólnoty Europejskiej: Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2020/852 z dnia 18 czerwca 2020 r. w sprawie ustanowienia ram ułatwiających zrównoważone inwestycje. Nowe rozporządzenie zachęca do inwestycji przyjaznych środowisku, ogranicza inwestycje mu szkodzące, poza tym usunąć ma zjawisko greenwashingu (pseudoekologicznego marketingu), czyli kłamliwych twierdzeń o prośrodowiskowym charakterze pewnych działań, de facto szkodliwych lub obojętnych dla przyrody.
Taksonomia (gr. taksis – szyk wojska, potem ogólnie: układ, porządek i nomos – prawo, ład, zwłaszcza przyrodniczy i społeczny) to nauka o metodach i regułach klasyfikowania, zwłaszcza o wyróżnianiu i opisach jednostek systematycznych, czyli taksonów. Powstała dla uporządkowania gatunków i wyższych jednostek organizmów żywych. Z czasem jej metody poszerzono na obiekty badań innych nauk ścisłych, społecznych i prawnych. Wyodrębnia się dwa działy (czy też dwa podejścia) taksonomii:
Dorobek taksonomii fenetycznej można implementować wszędzie tam, gdzie da się wprowadzić metody statystyczne, nie tylko w medycynie, ale także prawie, ekonomii i socjologii. Metody filogenetyczne dadzą się stosować w bardziej ograniczonym zakresie, jedynie do obiektów, dla jakich da się zdefiniować relacje pokrewieństwa (czyli tylko dla replikatorów). Replikatorami są nie tylko pojedyncze organizmy żywe, lecz także pojedyncze geny, memy, języki naturalne człowieka, tudzież algorytmy genetyczne. Taksonomia UE ma zatem charakter prawnoadministracyjnej taksonomii fenetycznej, wytyczającej ogólne ramy rozstrzygania praktycznych problemów prawnych oraz finansowych, w zakresie wspierania bądź ograniczania określonych działań, zależnie od ich rzeczywistych, a nie tylko deklarowanych przez wykonawców i reklamodawców skutków dla przyrody UE. Taksonomia UE nie zakazuje całkowicie finansowania i wsparcia dla przedsięwzięć szkodzących środowisku, o ile pozostają niezbędne dla człowieka. Wspiera jednak działania proekologiczne np.: zakładanie łąk i pasów kwiatowych.
Taksonomię UE wprowadzono w toku zwykłej procedury ustawodawczej, to znaczy zgodę na
wprowadzenie tego rozporządzenia wyraziły Parlament Europejski oraz Rada Unii
Europejskiej. Jako rozporządzenie o charakterze ogólnym Taksonomia UE ustanawia
wyłącznie ogólne ramy przepisów szczegółowych, podobnie jak polski Kodeks Postępowania
Administracyjnego czy Ordynacja Podatkowa. Mnóstwo istotnych zagadnień dopiero będzie
doprecyzowana w aktach delegowanych przez KE, mniej więcej tak jak polskie ustawy są
doprecyzowane kolejnymi rozporządzeniami ministrów.
Dawniej przepisy z zakresu ochrony środowiska przyjmowano we Wspólnocie Europejskiej w
postaci dyrektyw np.: D. Siedliskowej, Ptasiej, Ściekowej, Ramowej D. Wodnej czy D.
Azotanowej. Dyrektywy należało przełożyć na poszczególne języki, po czym powtórzyć w
ustawodawstwie państw członkowskich. Rozporządzania natomiast stosuje się bezpośrednio
i natychmiast. Nie trzeba ich powtarzać w ustawach krajów członkowskich. Przyjmuje się za
to fikcję prawną i społeczną, że przedsiębiorcy i urzędnicy poszczególnych państw
członkowskich już znają i już stosują przepisy danego rozporządzenia, w tym wypadku
Taksonomii UE. Przykładowo rozdzielając środki przyznane w ramach Funduszu na rzecz
sprawiedliwej transformacji nie wolno inwestować ich wbrew Taksonomii UE.
Według Taksonomii UE jakąkolwiek działalność gospodarcza można uznać za zrównoważoną
środowiskowo (przyjazną przyrodzie, wpisującą się w zasady zrównoważonego rozwoju),
gdy łącznie (jednocześnie) spełnia cztery warunki:
Wspomniane w warunkach cele środowiskowe Taksonomii to:
Za działalność wnoszącą istotny wkład w realizację ww. sześciu celów Taksomia uznaje
wszelkie działania wspomagające bezpośrednio pozostałe działania (działania innych
sektorów gospodarki) we wnoszeniu ich istotnego wkładu, o ile spełnione będą dwa
dodatkowe warunki:
1) nie uzależnią długofalowo od aktywów, podważających długoterminowe cele
środowiskowe UE;
2) przynoszą istotnie dobre efekty dla środowiska.
Według Taksonomii UE działalność zrównoważona środowiskowo nie szkodzi poważnie w
całym swoim cyklu życiowym (okresie trwania działalności). Rozporządzenie popiera
czynności w pełni przyjazne dla całego środowiska, a nie tylko pewnych jego wycinków.
Przykładowo hydroelektrownie dostarczają prądu bez emisji gazów cieplarnianych, jednak
szkodzą życiu rzek, zwłaszcza rybom wędrownych i ekosystemom zależnym od corocznych
wylewów jak łąki trzęślicowe i selernicowe; zalesianie wpływa korzystnie na gatunki leśne,
może jednak mocno szkodzić siedliskom otwartym oraz przywiązanym do nich gatunkom
łąkowych ptaków i motyli.
Minimalne gwarancje to wszelkie procedury wdrażane w przedsiębiorstwach, zapewniające
przestrzeganie praw: ochrony środowiska, praw człowieka, pracownika plus bardziej
szczegółowe wytyczne ONZ i UE ws. zwalczania korupcji czy mobbingu. Techniczne kryteria
kwalifikacji to szczegółowe kryteria obejmujące wszystkie rodzaje działalności gospodarczej,
przyjmowane przez KE w ramach aktów delegowanych. Wprowadzają one podział działań
gospodarczych na osiem grup np.: energetykę oraz przetwórstwo przemysłowe. Opisują
szczegółowo procesy techniczne i finansowe w danej grupie, wskazując konkretne warunki
do spełnienia dla każdej branży np.: ilość gazów cieplarnianych na każdą tonę
wyprodukowanego cementu.
Znaczący rozrost sektora finansowego przy jednoczesnym wyoutsourcowaniu szeregu
działów przemysłu poza UE sprawił, że Taksonomia dzieli praktyczne i formalne obowiązki
przedsiębiorców na dwie grupy:
Najistotniejsze obowiązki sfery finansowej dotyczą transparentności (przejrzystości)
oferowanych produktów w kontekście realizacji ww. sześciu celów zrównoważonego
rozwoju UE. Każdy finansista musi realizować cele środowiskowe opisując jakim sposobem
oraz w jakim stopniu sponsorowane przezeń inwestycje kwalifikują się jako zgodne z
Taksonomią? Między innymi powinien zamieszczać oświadczenia o odpowiedniej treści albo:
„Zasada »nie czyń poważnych szkód« stosowana jest wyłącznie w odniesieniu do tych
inwestycji w ramach produktu finansowego, które uwzględniają unijne kryteria dotyczące
zrównoważonej środowiskowo działalności gospodarczej. Inwestycje w ramach pozostałej
części tego produktu finansowego nie uwzględniają unijnych kryteriów dotyczących
zrównoważonej środowiskowo działalności gospodarczej”
albo: „Inwestycje w ramach tego produktu finansowego nie uwzględniają unijnych kryteriów
dotyczących zrównoważonej środowiskowo działalności gospodarczej”.
Pozostałe branże muszą m.in. ujawnić odsetek:
-obrotu powstałego dzięki produktom bądź usługom związanych z przyjazną
środowisku (zwrównoważoną) działalnością gospodarczą;
-wydatków operacyjnych i nakładów inwestycyjnych, odpowiadający aktywom bądź
procesom związanym ze zrównoważoną działalnością gospodarczą.
Taksonomia to nowe rozporządzenie Wspólnoty Europejskiej określające działania
gospodarcze przyjazne środowisku (zrównoważone, wpisujące się w doktrynę i praktykę
zrównoważonego rozwoju). Muszą one spełniać równocześnie cztery warunki:
Najwięcej nowych obowiązków spadnie na barki sektora finansowego, wielkich
przedsiębiorstw produkcyjnych i usługowych, wreszcie firm prowadzących działania
szczególnie szkodliwe dla środowiska.
Wykorzystane źródła:
Tekst przepisów Taksonomii dostępny pod adresem: https://eur-lex.europa.eu/legal-
content/PL/TXT/PDF/?uri=CELEX:32020R0852&from=PL
Croft, W. (2000). Explaining language change: An evolutionary approach. Pearson Education.
Szathmáry, E. (2006). The origin of replicators and reproducers. Philosophical Transactions of
the Royal Society B: Biological Sciences, 361(1474): 1761-1776.
Wiley, Edward O., Lieberman, B. (2011). Phylogenetics: Theory and Practice of Phylogenetic
Systematics. 2nd edn.
Komisja Europejska obniżyła w ramach strategii „Od pola do stołu” maksymalne limity pozostałości (MRLs) dwu popularnych neonikotynoidów (tiametoksamu oraz klotianidyny) w żywności i paszach, dostępnych w UE. Przepisy wejdą w życie na początku 2023 r.
To doskonały przykład działania typu win-win-win. Zyskują wszyscy obywatele UE oraz zwierzęta gospodarskie, bo nie będą truci pestycydami. Wygrywają także europejscy rolnicy i przetwórcy żywności, gdyż nie będą musieli konkurować z tanią, ale skażoną ww. neonikotynoidami żywnością oraz biodieslem spoza Wspólnoty, gdzie nie obowiązują tak restrykcyjne normy. Przede wszystkim jednak korzystają owady zapylające oraz pozostające w ich cieniu, pozostałe grupy pożytecznych i wymagających ochrony bezkręgowców.
Neonikotynoidy to pestycydy o budowie chemicznej, a co za tym idzie wpływie na zwierzęta, zbliżonym do nikotyny, produkowane głównie przez firmy Shell i Bayer. W latach 90. XX wieku uważano je za o wiele bezpieczniejsze dla ludzi, innych kręgowców, wreszcie dla owadów zapylających od ówczesnych środków owadobójczych. Posiadają dwie cechy bardzo pożądane w chemicznej ochronie roślin: rozpuszczają się w wodzie (a nie tylko rozpuszczalnikach organicznych jak oleje i węglowodory) oraz wolno rozkładają w środowisku. Będą zatem z łatwością wchłaniane przez rośliny, a potem długo obecne w ich tkankach oraz glebie obok, zabezpieczając plony przed stawonogami. Problem w tym, że te same właściwości czynią z neonikotynoidów ogromne zagrożenie dla pożytecznych owadów i pająków. Rolnictwo potrzebuje nie tylko pszczoły miodnej, lecz również trzmieli i brzmików jako zapylaczy wielu roślin o kwiatach motylkowych, wargowych i długorurkowych. Rośnie też świadomość użyteczności samotnic jako wydajniejszych od pszczoły miodnej zapylaczy wielu upraw. KE i PE zwracają też uwagę na zanik bzygowatych: muchówek, których stadia dorosłe zapylają kwiaty, a larwy pożerają mnóstwo mszyc i innych pluskwiaków. Od dekad znane są korzyści z obecności pająków, kosarzy, mrówek i chrząszczy biegaczowatych jako drapieżców ratujących plony i lasy gospodarcze przed szkodnikami, a nas przed komarami czy meszkami. Motyle chronimy dla ich piękna oraz jako żywe wskaźniki dobrego stanu ekosystemów półnaturalnych i naturalnych. Na zakazie tiametoksamu oraz klotianidyny skorzystają również skorupiaki (choćby rodzime raki i chronione w Polsce „nieboraki”) ginące od spływu tychże pestycydów z pól ornych do oczek wodnych, rzek i jezior.
Całkowite wycofanie neonikotynoidów z naszych pól i talerzy to krok w dobrym kierunku. Może jednak nie wystarczyć do poprawy dobrostanu pszczół ani do ocalenia innych grup stawonogów. Konieczna jest przebudowa całego rolnictwa, leśnictwa i miejskiej architektury zieleni. Trzeba staranniej pielęgnować pszczoły miodne, leczyć je z dręcza pszczelego oraz innych chorób, wreszcie wyjaśnić w pełni etiologię masowego ginięcia pszczół i dodatkowych rójek. Należy zadbać o pozostałe grupy zapylaczy, dla których właśnie konkurencja z hodowlaną pszczołą miodną bywa gwoździem do trumny. Prawa chroniące trzmiele, wiele gatunków motyli, mrówek i pająków ustanowiono w Polsce i krajach sąsiednich już dekady temu. Chodzi o to by je egzekwować. Trzeba tworzyć nowe pasieczyska poprzez zamianę trawników na miejskie łąki, zielone dachy budynków i przystanków, pnączowanie fasady, zakładanie sandariów, przede wszystkim upowszechnianie pasów kwietnych na wsiach. Te ostatnie działania bardzo pomogą także bzygom, biegaczom i pająkom. Troska o oczka wodne i starorzecza plus tworzenie ogrodów deszczowych i niecek retencyjnych, upowszechnianie mat denitryfikacyjnych, wreszcie oczyszczenie naszych wód słodkich z inwazyjnych gatunków to kroki do restytucji naszych raków. Warto zastanowić się, czy potrzebujemy aż tyle oleju rzepakowego? Przecież wyborne oleje spożywcze i niezłe paliwa można produkować z mnóstwa innych roślin. Chociażby lnicznik siewny wymaga dużo mniej nawozów i pestycydów, nie choruje tak często jak rzepak i rzepik, a fosfór udostępnia następnym plonom równie dobrze, jak na członka rodziny kapustowatych przystało.
Na przełomie XVIII i XIX w. Błękitną Planetę zamieszkiwał miliard ludzi, z których raptem 2,5% żyło i umierało w miastach. Współcześnie populacja Ziemi osiągnęła około 8 miliardów, z czego ponad 60% skupia się w miastach. W krajach rozwijających się wciąż obserwuje się odpływ ludności ze wsi do większych, gęściej zaludnionych ośrodków, gdy w państwach wysoko rozwiniętych migracja ustała już po II wojnie, a po pandemii dominuje trend odwrotny: powrotu na wieś i/lub rozwoju rolnictwa i leśnictwa a terenach przynajmniej formalnie miejskich.
Około 20 największych metropolii świata (megamiast) odpowiada za znaczną część emisji gazów cieplarnianych, zanieczyszczeń atmosfery pyłami oraz zużycia wody pitnej. Tereny najsilniej zurbanizowane stały się domem nie tylko ludzi, ich zwierzęcych maskotek oraz roślin ozdobnych, lecz także tysięcy innych gatunków organizmów. Dlatego warto przyjrzeć się bliżej temu nowemu w skali geologicznej ekosystemowi, jakim jest urbicenoza.
Urbicenoza łac. urbs – miasto, nowołac. ceonosis — wielogatunkowy zespół organizmów o wspólnych wymaganiach ekologicznych z gr. koinos — wspólny, połączony; ang. urban ecosystem, pol. ekosystem miejski).
Jak termitierę budują termity dla termitów, a mrowisko mrówki dla mrówek, tak urbicenozę tworzą ludzie dla samych siebie. Jak mrówki wprowadzają do mrowisk mszyce albo grzyby jadalne, tak człowiek zazielenia swoje osady roślinami. Ściąga także do miast swoje ukochane maskotki (przede wszystkim psy, koty i gołębie; do epoki motoryzacji konie; dziś coraz częściej ryby akwariowe, żółwie, nawet płazy, węże i koralowce). Nieprzebrane zasoby materii organicznej w postaci zapasów żywności od początku ściągały do miast mnóstwo zwierząt, przede wszystkim wszystkożerców lubiących ziarno: szczurów, myszy i wróbli. Gęste skupiska ludzi, psów i koni były szalenie atrakcyjne dla ich pasożytów: komarów, meszek, pluskwy domowej, pcheł i wszy, glist, owsików, przywr i tasiemców.
Nic dziwnego, że ludność miast od początków dziesiątkowana była przez epidemie. Większość dzikich gatunków wciąż boi się człowieka i jego wiernych sług: psa, kota, kozy. Mimo to przybywa zwierząt, które nauczyły się, że w mieście – mimo hałasu, skażenia światłem, dymem i pyłem – paradoksalnie i tak bywa tu bezpieczniej niż na polu ornym czy w lesie, gdyż nikt tu nie poluje. Dlatego miejskie sadzawki zapełniły się kaczkami i łyskami, mewy spotyka się na śmietnikach i placach, sroki opuściły lasy na rzecz osiedli a sójki na rzecz parków, kosze śmieci przeszukiwane są przez lisy i szopy.
Budowle ukształtowane ręką człowieka zapewniają coraz liczniejszym gatunkom zupełnie nowe siedliska. Kolejne gatunki nietoperzy przenoszą się z jaskiń i wiejskich kościołów na poddasza bloków i strychy bliźniaków, a wraz z nimi podążają kuny. Miasta zamieszkują tysięczne rzesze jerzyków, niemal zanikły za to ich populacje gniazdujące w dziuplach sędziwych drzew (znane choćby z Puszczy Białowieskiej). Poszerza się lista gatunków typowych dla rodzinnych ogródków działkowych, skwerów i parków. Wydłuża się lista gatunków konfliktowych w miastach i osadach przemysłowych, obejmując już nie tylko gołębia, gawrona czy szerszenia, lecz także dzika, kunę domową, sarnę, modraszki nausitousa i telejusa, w W-wie i Lublinie także łosia, w Gorzowie Wielkopolskim wilka, we Wrocławiu i Krakowie od niedawna także gniewosza plamistego.
Najważniejszymi cechami urbicenoz, odróżniającymi je od większości ekosystemów, w tym wsi, pozostają od tysiącleci:
Wielu ludzi nie tylko dostrzega te problemy, lecz również testuje różne sposoby ich rozwiązywania. Odpowiedzią na niewielką bioróżnorodność miast bywa: zamiana trawników w miejskie łąki, tworzenie nowych parków kieszonkowych i lasów Miyawaki, rozmieszczanie ptasich budek i ulików dla zapylaczy, ostatnio także wież lęgowych i nietoperzników, wprowadzanie niecek retencyjnych oraz ogrodów deszczowych czy tworzenie siedlisk zastępczych dla dzikich zapylaczy, np. sandariów.
Receptą na potwornie wielkie energii, wody oraz zasobów nieodnawialnych, a jednocześnie rozwiązaniem problemu zanieczyszczeń są recykling, upcykling oraz inne formy oszczędzania zasobów, a docelowo przejście na gospodarkę obiegu zamkniętego. Sposobem na złagodzenie efektu miejskiej wyspy cieplnej pozostaje zazielenianie naszych metropolii poprzez pnączowanie fasad, rewitalizację starych parków i zakładanie nowych, ochronę lasków miejskich, z czasem także tworzenie całych, wertykalnych gospodarstw rolnych i ogrodów w wieżowcach.
Cudzożywny może być nie tylko organizm, lecz także cały ekosystem, o ile procesy rozkładu (mineralizacji) materii organicznej przeważają w nim nad produkcją materii organicznej. Przykładami środowisk całkiem naturalnych, a przecież heterotroficznych jako całość będą m.in. jaskinie, strumienie, większość rzek, wreszcie głębiny mórz poza oazami ryftowymi. Także ekosystemy miejskie mają wybitnie cudzożywną naturę, gdyż w całości zależą od dostaw energii i materii. Co więcej, są to nie tylko dostawy z najbliższych okolic wiejskich, lecz także z odległych kontynentów. O ryzykach związanych z tym stanem rzeczy ludzkość boleśnie przekonała się po przerwaniu łańcuchów dostaw podczas pandemii. Dopiero od kilku dekad próbujemy zmienić ten stan rzeczy m.in.: rozbudowując miejskie rolnictwo i leśnictwo, chroniąc ROD, wreszcie instalując pasieki na dachach budynków. Ważna jest także budowa własnej suwerenności żywnościowej i przemysłowej, poprzez restytucję części działów rolnictwa, rzemiosła i przemysłu, wygaszonych w danym kraju.
Urbanizacja Polski doznawała różnych przypływów i odpływów. Większość osad miejskich wręcz wymazał szwedzki Potop. Kto dziś pamięta, że Wisłą spławiano w XVI i XVII wieku więcej towarów niż Renem do XIX w.? Dziewiętnastowieczna rewolucja przemysłowa stworzyła kilka zupełnie nowych ośrodków przemysłowych jak Łódź i Białystok, a jednocześnie zmodernizowała dawniejsze jak Śląsk i Staropolski Okręg Przemysłowy.
Okresami silnego przyrostu ludności miejskiej było zniesienie pańszczyzny (w różnych zaborach w różnych czasach), budowa Gdyni i COP w II Rzeczypospolitej, potem wielkie budowy socjalizmu czasów Polski Ludowej. Ludności miejskiej przybywało po II wojnie światowej w tempie 7% na dziesięciolecie, osiągając współcześnie 60% (na tle 35% w 1945). Okupacja niemiecka i radziecka spowodowały niezwykle szybką proletaryzację chłopów, drobnomieszczan oraz inteligencji, którzy zapoznawszy się w charakterze robotników przymusowych z dwoma wersjami najnowocześniejszego wtedy przemysłu i najnowocześniejszego rolnictwa III Rzeszy i Sowietów Stalina, tym mocniej cenili rodzime, tradycyjne rolnictwo i rzemiosło.
Polska Ludowa zachowała — jako wyjątek w całym RWPG — prywatne gospodarstwa rolne, kutry rybackie, stawy rybne i lasy gospodarcze. Liczne miasta Ziem Odzyskanych zachowały, a nawet rozwinęły swój charakter „miast-ogrodów” czy „zielonych garnizonów”. Także stare metropolie zyskały ze względów wojskowych, sanitarnych i propagandowych kliny napowietrzające. To nowe tereny zieleni, rozległe ulice i place ze szpalerami drzew, klombami i trawnikami, pracownicze ogrody działkowe, skwery czy laski miejskie. W pobliżu pewnych miast zachowały się rozległe kompleksy leśne, obejmowane na przestrzeni lat ochroną jak Puszcza Kampinoska koło Warszawy czy Puszcza Bukowa pod Szczecinem. Dodajmy nieuregulowane jak Wisła w zaborze rosyjskim oraz spontaniczne dziczejące po upadku żeglugi i przemysłu rzeki jak Odra, Noteć, Warta i Bug, by wyjaśnić skąd w polskich miastach takie bogactwo gatunków. Nie tylko tych najbardziej odpornych, od dawna związanych z człowiekiem, lecz rzadkości jak łoś czy bielik wśród zwierząt; sromotnik fiołkowy, miękusz szafranowy i soplówka jodłowa wśród grzybów kapeluszowych; przylepniczka wytworna czy pismaczek pęcherzykowaty pośród porostów; a starodub łąkowy wśród roślin Warszawy.
Celem ludzkości na XXI wiek i następne stulecie są urbicenozy przyjazne środowisku, nisko-, a docelowo zeroemisyjne. Wznosić się je będzie, a potem remontować korzystając w całości z materiałów z recyklingu i upcyklingu, bez zużywania nieodnawialnych kopalin, wykorzystując natomiast śmiecie zalegające dziś na megawysypiskach, spalane albo topione w morzach przez całe „śmieciowe mafie”. Zasilać je będzie energia elektryczna, chemiczna i cieplna ze źródeł zrównoważonych i odnawialnych, produkowana (z innych form energii, gdyż energia jako taka nie może zostać wytworzona ani zniszczona, może natomiast być zmarnowana, o ile nie wykonuje pracy użytecznej dla człowieka i przyrody) technikami przyjaznymi dla środowiska. Znacznie lepszymi niż spalanie paliw kopalnych, biogazu czy nawet hydroelektrownie, chroniące klimat i jakość powietrza, ale pustoszące rybostan i sprzyjające zakwitom glonów. Prąd elektryczny powstawał będzie dzięki Słońcu, wiatrom, pływom morskim, rzekom oraz ciepłu wnętrza Ziemi, może także drogą zimnej fuzji jądrowej? Na wypadek blackoutów i na czas uruchamiania nowych bloków będzie się go magazynowało w elektrowniach szczytowo-pompowych albo jeszcze innych, dziś trudnych do wyobrażenia technologii przyszłości. Spalanie węgla kamiennego przejdzie do lamusa historii, choć samo górnictwo węglowe jeszcze długo będzie konieczne – bez węgla koksowniczego nie będzie przecież stali, a bez stali zabraknie wiatraków i turbin, maszyn oraz zbrojeń budynków nawet w całkowicie zeroemisyjnej gospodarce. Żywność, włókna, papier i oleje techniczne powstawać będą z roślin uprawianych w wertykalnych farmach, położonych we wnętrzu miast nowego typu. Już dziś na Bliskim i Dalekim Wschodzie, w Kalifornii i krajach skandynawskich zakłada się prototypowe dzielnice czy całe miasteczka, zbliżone do opisanych wyżej ideałów.
Ostatnie lata to czas intensywnego rozwoju łąk kwietnych w Polsce. W ciągu kilku lat powstały dziesiątki publicznych łąk. W zamyśle miały być piękne, ekologiczne, ekonomiczne i łagodzić skutki zmian klimatu. Czy miejskie łąki faktycznie tak działają? Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć w czasie nadchodzącej konferencji. To pierwsze tego typu wydarzenie w Polsce, w całości poświęcone dotychczasowym doświadczeniom zarządców i analizom naukowym dotyczącym miejskich łąk.
Łąki kwietne powstają na terenach publicznych, zakładają je wspólnoty, instytucje kultury czy spółki miejskie. Łany kwiatów chcą mieć nie tylko metropolie, ale także mniejsze ośrodki.
To czas, by dzielić się doświadczeniami i wspólnie projektować dalszy rozwój łąk kwietnych w polskich miastach. Zapraszamy osoby odpowiedzialne za projektowanie i utrzymanie publicznych terenów zieleni do udziału w pierwszej w Polsce konferencji poświęconej miejskim łąkom kwietnym i ich roli w zielono-niebieskiej infrastrukturze. Podczas czterogodzinnego spotkania posłuchamy wykładów ekspertów: praktyków i naukowców, którzy mają swój wkład w rozwój i badanie miejskich łąk. Druga część spotkania poświęcona będzie na debatę w gronie osób odpowiedzialnych za tworzenie łąk w polskich miastach. W gronie przedstawicieli administracji doświadczonych w zakładaniu łąk porozmawiamy o tym, jak w przestrzeni polskich miast sprawdzają się kwiaty zamiast trawników. Zainicjujemy także koalicję na rzecz miejskich łąk — stałą grupę wymiany doświadczeń i wyznaczania standardów.
Partnerami wydarzenia są: Stowarzyszenie Architektury Krajobrazu, ŁĄKI KWIETNE, Zieleń Miejska, Targi Gardenia, Lider Biznesu Ogrodniczego.
Udział w konferencji jest bezpłaty, jednak wymagana jest wcześniejsza rejestracja: https://forms.gle/17PijvSZXNNHxJ99A
Więcej informacji o konferencji: https://kwietna.org/co-z-ta-laka/
Dodatkowe informacje: Karolina Nawrot, prezes Fundacji Kwietnej
fundacja@kwietna.org | 505159215
Chcemy podjąć współpracę z organizacjami i osobami, które działają na rzecz lokalnych społeczności. Zależy nam na dotarciu do jak największego spektrum odbiorców, którzy mogą założyć na słonecznym balkonie lub parapecie doniczkową nanołączkę z kwiatami pożytecznymi dla dzikich zapylaczy. Wspólnie mamy szansę stworzyć sieć miejskich hotspotów dla miejskich owadów. Pomóżcie nam dostarczyć nasiona pięknych nanołączek, które już po 4 do 6 tygodni przyniosą im razem z kwiatami mnóstwo radości, a także przyczynią się do promocji bioróżnorodności i przyniosą pożytek miejskiej przyrodzie.
Zaopatrzymy Was we wszystko, czego możecie potrzebować do przeprowadzania akcji u siebie: nasiona, saszetki, miareczki, etykiety i instrukcje, jak postępować z nasionami krok po kroku. Przez cały czas trwania akcji będziemy do dyspozycji zarówno Waszej, jak i osób, które zasieją łączki u siebie, służąc dobrą radą i wspólnie tworząc społeczność, której członkowie wymieniają się doświadczeniami i zdjęciami swoich kwiatów. W miarę wzrostu łączek podzielimy się również wiedzą o tym, jak zbierać nasiona. Pozwoli to na dalszy organiczny rozwój akcji i zasiewanie kolejnych doniczek i terenów kwiatami.
Więcej informacji i formularz zgłoszeniowy: https://kwietna.org/projekty/nanolaczki-ngo/
Niech się kwieci!#nanołączki
Masz pytania? Z przyjemnością na nie odpowiemy! nano@kwietna.org