mak polny (Papaver rhoeas L.)

Silny spadek bioróżnorodności, zwłaszcza wymieranie owadów zapylających oraz ptaków to jedne z najgorszych klęsk ekologicznych naszych czasów. Jedną z głównych przyczyn tego szkodliwego tak dla dzikiej przyrody, jak i dla gospodarki człowieka procesu jest modernizacja rolnictwa. Masowe opryski, nadmierne nawożenie, intensyfikacja upraw, zamiana łąk i pastwisk na pola orne, likwidacja tradycyjnych miedz, oczek wodnych, drzew owocowych, zastępowanie wypasu bydła i koni przemysłową hodowlą w zamknięciu, wreszcie „rozlewanie się” miast na sąsiednie tereny wiejskie sprawia, że z flory Polski znikają kolejne gatunki przywiązane do pól ornych, łąk kośnych czy pastwisk.

Świętujemy Dzień Chwastów

Obchodzony 28 marca Dzień Chwastów (czy inaczej: Dzień Doceniania Chwastów) to święto roślin często uważanych za mało pożyteczne, a nawet niepożądanych na terenach upraw czy ogrodów. Dzisiaj, kiedy szata roślinna Polski traci sporo gatunków i całych ekosystemów, niektóre gatunki chwastów chronione prawem zachowały się już tylko na kartach podręczników i w ogrodach botanicznych, chociażby goździk lśniący i sasanka zwyczajna. Jeżeli nie otoczymy ich aktywną ochroną, dzikie kwiaty polne mogą już wkrótce podzielić los.

Tymczasem pomysł ratowania chwastów, nie tylko polnych (segetalnych) ale i łąkowych, zazwyczaj budzi dziś instynktowny sprzeciw dużej części osób uprawiających ziemię na większą skalę. Chwasty z definicji silnie konkurują o światło, wodę i sole mineralne z plonem (rośliną uprawną). Wiele z nich stanowi też „żywe rozsadniki” dla szkodników zwierzęcych czy chorobotwórczych drobnoustrojów, tym niebezpieczniejsze im bliżej spokrewnione z gatunkami udomowionymi np.: ognicha wobec rzepaku i kapusty; albo życica i perz wobec zbóż.

Co czeka rośliny marginalne

Przykłady wymarcia np. lepnicy nocnej czy dymnicy szerokodziałkowej, pokazują co czeka rośliny marginalne,
towarzyszące dziś zbożom, ziemniakom, wreszcie trawom i bobowatym z użytków zielonych, jeżeli nie udzielimy im azylu w specjalnych rezerwatach, nanołączkach, zielonych dachach oraz kwiatowych łąkach miejskich, może także ogródkach bioróżnorodności w ramach nowych ekoschematów? Warto darować im życie, skoro są nie tylko ładne, ale także ważne dla ratowania owadzich zapylaczy, pająków, ptaków śpiewających czy szczególnie bliskich wymarcia płazów.

Kiedyś kolorowa, podmokła łąka, pełna wężownika, kaczeńca czy firletki, głośna od kulików i czajek, z bujającymi w powietrzu błotniakami łąkowymi, budziła zachwyt letników z miast, ale nie dawała zysków rolnikom. Dlatego niemal wszędzie tego typu siedliska osuszano, zamieniając je w intensywnie użytkowane łąki kośne lub pastwiska, pola orne, czasem też stawy rybne, a nawet tereny pod zabudowę.

Agrorezerwaty i banki genów


Na szczęście w szerokiej debacie podnoszone są już głosy w imieniu obrony interesów chwastów. Podjęto zatem szereg działań dla ich ocalenia. Dla zabezpieczenia puli genowej archeofitów podsiewa się je w gospodarstwach biodynamicznych i ekologicznych, skansenach, muzeach (chociażby w Muzeum II Wojny w Gdańsku czy pod Zamkiem
Królewskim w W-wie) wreszcie zakłada dla nich specjalne agrorezerwaty. Gromadzi się je również w bankach genów, arboretach i ogrodach botanicznych. Ta grupa roślin dostarcza niezastąpionych gatunków jednorocznych upiększających nanołączki oraz łaki kwietne naszych miast i miasteczek.

Gatunki wymagające nadzoru

Ale nie każda roślina zielna, ożywiająca krajobraz wsi albo miejskiej łąki, wymaga ochrony. Mało tego! Szereg gatunków wymaga raczej nadzoru przed ucieczkami z upraw albo bezlitosnego usuwania ze środowisk półnaturalnych i naturalnych, szczególnie w dolinach rzecznych i/lub na terenie parków narodowych i rezerwatów. Listę takich niepożądanych przybyszów znaleźć można na stronach GDOŚ. Za tym niepokojącym trendem stoi wprowadzanie do ogrodów i pasów kwietnych gatunków inwazyjnych w Polsce, np. trojeści amerykańskiej. Podejmując dyskusję na ten temat, warto znać potrzebne terminy, pozwalające na rozróżnienie grup gatunków o odmiennych charakterach i historii.

Warto zapamiętać także następujące dane: chroniąc naturalne łąki możemy uratować co najmniej 218 ściśle chronionych gatunków zwierząt i 141 gatunków ściśle chronionych roślin naczyniowych rodzimych dla Polski. Niezwykły łąkowy ekosystem, którego podstawą są dzikie rodzime kwiaty, często nazywane właśnie chwastami, skrywa w sobie bogactwo bioróżnorodności, które musimy chronić zarówno przed rolnictwem przemysłowym, jak i przed porzuceniem.

Ważne pojęcia:

Archeofit to gatunek pochodzący spoza danego kraju (antropofit), który zadomowił się u nas prze epoką Wielkich Odkryć Geograficznych (umownie przyjmuje się 1482 lub 1500, pomijając wcześniejsze, transatlantyckie kontakty Fenicjan, Wikingów czy baskijskich wielorybników). Skoro archeofity zadomowiły się u nas tak dawno, nie stanowią też zwykle zagrożenia dla rodzimej przyrody to bywają uznawane za gatunki rodzime. Przez te kilka tysięcy lat stały się trudnym do zastąpienia elementem diety pożytecznych ptaków, owadów i ptaków, toteż część z nich zasługuje na ochronę. Byle z głową, by nie zachwaszczać upraw!

Relikt dawnych upraw to gatunek kiedyś uprawiany celowo, dziś spotykany w stanie zdziczałym na cmentarzach i koło siedzib ludzkich, zwykle ruin. Przymiotnik „dawnej” niekoniecznie oznacza tu „sprzed wieków” czy „z czasów starożytnych”. W przypadku niektórych gatunków jak ogromne, kaukaskie barszcze odnosi się do lat 80. XX wieku, kiedy to wciąż uprawiano te rośliny na paszę w PGR. Tak samo drzewa owocowe w głębi lasów gospodarczych i parków narodowych bywają pozostałością dawnych przesiedleń np.: akcji Wisła w Bieszczadach i wypędzenia Niemców z Ziem
Odzyskanych. Nie wszystkie relikty dawnych upraw muszą być na każdym, krajowym stanowisku gatunkami obcymi. Część z nich rośnie dziko na odpowiednich stanowiskach pierwotnych, w inne miejsca zaś trafiła śwadomie dzięki człowiekowi. Dotyczy to choćby barwinka zwyczajnego (rodzimego na zachodzie) oraz lulecznicy kraińskiej (rodzimej na południowym wschodzie kraju).

Ergazjofigofit to termin fachowy termin z zakresu geografii roślin, wciąż używany przez niektórych edukatorów by oszołomić odbiorców erudycją. Rozpowszechnione obecnie wersje „ergazjolipofit” czy „orgazmofigofit” to patrząc od strony językoznawczej kontaminacje (zmieszania) czyli błędne połączenia kilku słów zbliżonych pisownią i/lub brzmieniem. We współczesnych polskich słownikach darmo szukać jego starożytnego źródłosłowu, przypominamy go zatem. „Ergasia” to z greki koine „praca zarobkowa”. W Nowym Testamencie oznaczała zależnie od kontekstu albo „harówkę”, albo „działanie dla zysku, służenie mamonie niż Bogu”. W naszym, geobotanicznym kontekście odnosi się
do racjonalnej, intensywnej uprawy roli dla zysku. „Figo” to mocno spolszczone, łacińskie „fugo, fugare” – uciekać, w tym wypadku uciekać z uprawy czyli dziczeć. „Fit” to znowu pożyczka z greki, skrót od „phyton” – roślina

Dziś jedną z ważniejszych dat dla globalnego ruchu ochrony środowiska jest 20 marca, czyli World Rewilding Day. Uznany i obchodzony przez organizacje  przyrodnicze na całym świecie, jest okazją do podkreślania roli, jaką rewilding (renaturyzacja) pełni w procesie zwiększania bioróżnorodności i odbudowy ekosystemów. 

Mniej człowieka, więcej Natury

Upraszczając: rewilding polega na zwracaniu przyrodzie terenów, które zostały jej odebrane i przekształcone przez działalność człowieka. Idea rewildingu obejmuje różne działania: począwszy od usuwania barier (jak groble i zapory, które przeszkadzają w naturalnym przepływie wody) czy reintrodukcji lub wzmacniania populacji kluczowych dla danego obszaru gatunków roślin i zwierząt. Istotnym aspektem jest także minimalizacja ingerencji człowieka, tak aby maksymalnie ograniczyć wpływ jego działalności na równowagę danego ekosystemu. Na powrót oddając kontrolę przyrodzie, rewilding wspiera proces odbudowy naturalnych związków międzygatunkowych, zapewniając wzrost bioróżnorodności i przywrócenie siedlisk ich pierwotnym mieszkańcom.

Rewilding łąki

Wyjątkowym, półnaturalnym ekosystemem, który także należy objąć działaniami rewildingowymi, jest ekosystem łąkowy. W każdym przypadku jego stan zależy od tego, jak obszar jest wykorzystywany przez rolnictwo. Bez działania człowieka, łąki szybko zarosłyby lasem zgodnie z procesem naturalnej sukcesji. Tymczasem przeciętnie na wiejskiej łące kośnej możemy spotkać aż do 60 gatunków roślin naczyniowych, a na zmiennowilgotnych łąkach parków narodowych i krajobrazowych liczba ta sięga nawet 180 gatunków. 

Jednak aby łąki były ostojami bioróżnorodności, potrzebna jest im nasza pomoc. Odpowiednio prowadzony wypas, mądre koszenie oraz zaniechanie stosowania środków chemicznych to najważniejsze elementy, na których opiera się łąkowy rewilding. W ślad za tymi działaniami idą przywracanie siedlisk i gatunków, które naturalnie przynależą do otwartych terenów. 

Wspólne działanie ma sens, czyli #HopeIntoAction

Motywem przewodnim tegorocznego World Rewilding Day jest zachęcające do działania hasło #HopeIntoAction. W dobie kryzysu klimatycznego i rosnącej świadomości zjawisk takich jak szóste masowe wymieranie gatunków, idea rewildingu jest odpowiedzią na pytanie, co możemy zrobić już teraz, aby powstrzymać i spróbować odwrócić negatywne procesy, których jesteśmy świadkami. 

#HopeIntoAction #WorldRewildingDay 

W ostatnich latach dużą popularnością cieszą się programy masowych nasadzeń, często realizowane przez korporacje w ramach strategii ESG. Tymczasem badania wyraźnie pokazują, że sadzenie drzew na dużą skalę ma niewielki sens w kontekście walki ze zmianami klimatu, a w wielu przypadkach tworzy kolejne problemy dla środowiska naturalnego. Jakie błędy popełniamy  i jakie alternatywy mamy, aby chronić cenną bioróżnorodność i ograniczyć emisję gazów cieplarnianych?

Ważne usługi ekosystemowe

Nie ma wątpliwości co do tego, że drzewa świadczą ważne usługi ekosystemowe: magazynują duże ilości dwutlenku węgla i produkują niezbędny nam do życia tlen. I chociaż bezdyskusyjnie odgrywają ważną rolę w ochronie bioróżnorodności nie znaczy to, że ich masowe nasadzenia służą powstrzymywaniu zmian klimatycznych. Nieprzemyślane, często tworzone z myślą o wizerunku lub korzyściach finansowych fundatorów zalesianie, przynosi zdecydowanie więcej szkody, niż pożytku.

Dobrym przykładem tego typu projektu jest największy las posadzony przez człowieka w Izraelu, czyli położony na południowych wzgórzach judejskich Yatir. Zlokalizowany na terenie pustyni Negew, został zasadzony w celu ochrony gleby przed erozją, zwiększenia retencji wody oraz zalesienia pustynnego obszaru. Składa się głównie z gatunków drzew takich jak dęby tureckie, sosny alepskie i sosny czarne. Las Yatir jest także miejscem badań nad zalesianiem pustyni i jego wpływem na lokalne środowisko. Niestety, najnowsze wyniki dowodzą, że założenia przyświecające jego twórcom w dużej mierze okazały się błędne. Pierwotnie las Yatir miał magazynować wodę i dwutlenek węgla, oraz hamować ekspansję pustyni. Okazuje się jednak, że ponad 4 miliony drzew rosnących w jego obrębie faktycznie przyczyniają się do podnoszenia temperatury ziemi. Jak to możliwe?

Monokultury i gatunki inwazyjne: problemy

Kolejnym problemem w przypadku masowych nasadzeń jest dobór wprowadzanych gatunków, niestety nadal często obcych dla danej lokalizacji. Podobne błędy mogą słono kosztować, co pokazuje przyklad z Południowej Afryki, gdzie wprowadzony w ten sposób, obcy gatunek akacji w szybkim tempie zaczął dominować nie tylko tereny, na których przeprowadzono kontrolowane nasadzenia. W efekcie nie osiągnięto więc pierwotnie założonych celów w kontekście walki ze zmianami klimatu, dodatkowo powodując konieczność drogiej i żmudnej walki z gatunkiem inwazyjnym. Ponadto, projekty masowych nasadzeń zakładają często tworzenie ogromnych monokultur. Ich obszary, z punktu widzenia ochrony bioróżnorodności, mają często ubogi, a wręcz ‘pustynny’ charakter. Monokultury są mało odporne na choroby i szkodniki, a także  magazynują zdecydowanie mniej dwutlenku węgla niż lasy stanowiące dojrzałe ekosystemy, pełne połączeń pomiędzy współistniejącymi w ich ramach, licznymi gatunkami.

Aspekty społeczne i konsekwencje dla lokalnych społeczności

A co z aspektem społecznym podobnych inwestycji? Lokalne społeczności w wielu miejscach na świecie doświadczają dziś paradoksalnej sytuacji, w której otaczające je dojrzałe lasy podlegają wycince, podczas gdy kolejne tereny są przejmowane przez korporacje, wprowadzające na nich masowe nasadzenia. Za taki stan rzeczy odpowiadają często absurdalne z punktu widzenia przyrody regulacje prawne. Przykłądowo mieszkańcy Kostaryki otrzymują rocznie 125$ subwencji za każdy hektar przeznaczony pod nowe nasadzenia, podczas gdy ochrona już istniejących ekosystemów (mających szansę na naturalną regenerację) przynosi im jedynie 39$ rocznie. Takie różnice, szczególnie w krajach słabiej rozwiniętych, w znaczący sposób przyczyniają się do degradacji środowiska naturalnego na rzecz leśnej ‘produkcji’.

Podsumowując: dziś możemy z całą pewnością stwierdzić, że masowe nasadzenia drzew nie rozwiązują problemów związanych ze zmianami klimatycznymi. Szkodzą bioróżnorodności, często zajmując miejsce dojrzałych lasów. Rokrocznie z różnych przyczyn (m.in. wycinka czy coraz powszechniejsze pożary)  znika z powierzchni Ziemi znika około 10 miliardów drzew, których nie zastąpią szkółki pełne sadzonek czy monokultury. Dodatkowo, wprowadzanie nowych nasadzeń zawsze wiąże się z kosztami ekologicznymi, nakładami finansowymi i czasem, który poświęcają na pracę ludzie zaangażowani w ich tworzenie. 

Naturalna regeneracja lasów 

Tymczasem najbardziej efektywne z punktu widzenia środowiska, ekonomii i gospodarowania zasobami ludzkimi rozwiązanie mamy na wyciągnięcie ręki. Leśne ekosystemy to złożone struktury, które, pozostawione w spokoju, nie tylko posiadają zdolność do autoregeneracji, ale także same dążą do swojej ekspansji. Naturalna regeneracja lasów to proces, w którym las odbudowuje się i odnawia bez interwencji człowieka. W tym procesie drzewa, rośliny i inne składniki ekosystemu samorzutnie rosną i rozwijają się we własnym sąsiedztwie i w miejscach, gdzie wcześniej doszło do zniszczenia lasu przez np. pożary, huragany, wiatr, czy wycinanie drzew.

Naturalna regeneracja lasów odgrywa kluczową rolę w przywracaniu różnorodności biologicznej oraz zachowaniu stabilności ekosystemów leśnych. Pomaga również w odbudowie środowiska naturalnego i zmniejszeniu negatywnego wpływu człowieka na środowisko, jednocześnie nie pochłaniając cennych zasobów, jak dzieje się to w przypadku wprowadzania nowych, masowych nasadzeń.

Materiał na podstawie publikacji The Guardian.

Tak jak nie zalecalibyśmy trzymania kur przydomowych w celu ratowania ptaków, tak samo
nie powinniśmy patrzeć na pszczelarstwo w celu ratowania [dzikich] pszczół.’ (prof. Carly
Ziter, Montreal, Kanada)

Beewashing i kryzys zapyleń

Wieści o światowym kryzysie zapyleń oraz narastającym wymieraniu owadów przenikają do
świadomości całych społeczeństw krajów wysoko rozwiniętych. Szereg instytucji, zwłaszcza
organizacji pozarządowych, firm (biznesu) i samorządów, od lat chwali się swymi
prośrodowiskowymi działaniami na rzecz zahamowania tych negatywnych trendów. Od lat
piętnujemy greenwashing czyli oszukiwanie klientów lub wyborców poprzez wmawianie im,
że dany towar lub usługa świadczone są w zgodzie z dziką przyrodą. Jego specyficznym
przypadkiem stał się beewashing czyli działania pozornie służące zapylaczom oraz samemu
zapylaniu jako usłudze ekosystemowej, niezbędnej zarówno gospodarce jak i dzikiej naturze.

Początki pszczelarstwa miejskiego w Polsce

Jako panaceum na kłopoty z zapylaniem w miastach przedstawia się często pszczelarstwo
miejskie. Faktycznie oferuje ono nieoczekiwane miejsca pracy i źródła dochodu, nadaje sens
życiu miejskich pszczelarzy, ułatwia uprawę owoców i warzyw w ogródkach działkowych
oraz miejskich fermach. W Polsce jego pionierem był zmarły niedawno prof. Jerzy Woyke,
produkujący u siebie na Mokotowie ponad 90 kg miodu rocznie. Woyke przyznawał jednak,
że taka produktywność jego rodziny pszczoły miodnej musi oznaczać mniej nektaru i pyłku
dla pozostałych owadów w okolicy. Polscy naukowcy i aktywiści ostrzegali już dwa lata temu
w liście otwartym, że „obecność hodowlanej pszczoły miodnej może zmniejszać zarówno
liczebność, jak i różnorodność dzikich pszczół, co może skutkować obniżeniem jakości
zapylania”.


Jak silna będzie konkurencja hodowanej pszczoły miodnej z innymi zapylaczami w
warunkach naszego klimatu? Które grupy owadów tracą na niej najmocniej: trzmiele?
Samotnice? Motyle i ćmy? Bzygowate? Jak to się odbija na produkcji nasion u kwiatów z
miejskich łąk? Tyle pytań, a tak mało konkretnych, sprawdzalnych odpowiedzi!

Wyniki oraz wnioski z kanadyjskich badań nad pasiekami miejskimi

Dla nas w Polsce szczególnie wartościowe mogą okazać się wyniki badań zespołu prof.
Carly Ziter z Montrealu. Klimat tej części Kanady, a co za tym idzie jej ekosystemy w tym
zgrupowania zapylaczy, przypominają polskie. Żywiołowy rozwój pasiek miejskich w
dwumilionowym Montrealu przypomina ich rozwój w metropoliach Polski oraz krajów
sąsiednich. Zespół prof. Ziter dysponował unikatowymi danymi odnośnie liczby ulów
miejskich, przeciętnej liczebności roju w montrealskim ulu, liczebności i składu gatunkowego
dzikich pszczół (samotnic, pszczół niemiodnych) oraz ich preferencji pokarmowych za rok
2013 dla tego miasta. Ziter postanowiła zmierzyć wszystkie te parametry raz jeszcze w 2020
r., choć samo policzenie ulów i pszczelarzy okazało się dość trudne z uwagi na brak
konieczności rejestracji tej działalności w Kanadzie, ciszę lubianą przez biznes oraz na
pandemię. Co więcej jej zespół musiał przedtem wskazać tzw. hotspoty sieci zapyleń

(główne węzły sieci zapyleń czyli miejsca najważniejsze dla wszystkich zapylaczy oraz dla
odwiedzanych roślin). Skoncentrowano się na dzikich i miodnych pszczołach, nie
analizowano innych grup zapylaczy np.: bzygów czy ciem. Latem i w początkach jesieni
owady wabiono światłem, odławiano do siatek entomologicznych, oznaczano do gatunku,
potem grupowano dzielono na pszczoły krótko- i długojęzyczkowe. Jak się okazało:

liczba uli/rojów pszczoły miodnej wzrosła z 238 do niemal 3 tysięcy;
● w jednym ulu mieszka przeciętnie 50 tysięcy robotnic Apis mellifera;
● piętnastoma najważniejszymi węzłami sieci zapyleń w Montrealu okazały się niektóre
cmentarze, ogrody społeczne i parki miejskie;
● w 2013 r. odłowiono 5300 osobników różnych błonkówek, w tym tylko 122 robotnice
pszczoły miodnej. Resztę owadów stanowiły samotnice należące do 153 gatunków;
● w 2020 r. odłowiono ponad 6200 osobników różnych błonkówek, w tym 2291 robotnic
pszczoły miodnej. Resztę owadów stanowiły samotnice ze 120 gatunków (MacInnis i
in. 2023).

Jak było do przewidzenia „miejsca o największym wzroście populacji pszczół miodnych w
różnych lokalizacjach i latach miały również najmniejszą liczbę dzikich pszczół”
podsumowała Gail MacInnis, główna wykonawczyni badań. Najwyraźniej ucierpiały
samotnice drobnych rozmiarów. Wynika to zapewne z:

● krótkiej długości ich języczków, co ogranicza liczbę dostępnych dla nich kwiatów, o
jakie konkurują z rosnącą liczbą pszczół miodnych;
● mniejszych odległości pokonywanych przez nie, zatem gorszych możliwości
odnajdywania kolejnych źródeł pokarmu.

W artykule zespołu Ziter nie odniesiono się do innych, potencjalnych interakcji Apis mellifera
z dzikimi Apoideae jak roznoszenie chorób i pasożytów np.: nosemozy i chorób wirusowych
trzmieli, na co zwraca uwagę polska „Opinia ws. zakładania pasiek…”

Mitygacje i kompensacje na rzecz dzikich zapylaczy

We wnioskach z badań podano kilka pomysłów na złagodzenie skutków konkurencji pasiek
miejskich z populacjami samotnic. Po pierwsze władze powinny kontrolować liczbę, obsadę i
rozmieszczenie pasiek miejskich. Szczególnie wiele uwagi powinno poświęcić się
hotspotom/głównym węzłom sieci zapyleń, analogicznie do ochrony rezerwatów podczas
inwestycji budowlanych. Po drugie ludzi dobrej woli, w tym biznes, samorządy i aktywistów,
należy namawiać do rezygnacji z pasiek miejskich na rzecz ogrodnictwa. Ogromną,
pozytywną rolę mogą tu odegrać kolejne łąki miejskie, parki i laski kieszonkowe, zielone
ściany, tudzież ogrody biocenotyczne tworzone dla dobra mniej znanych i mniej lubianych
grup owadów.


Dla zainteresowanych:


MacInnis G., Normandin E., Ziter C. (2023). Decline in wild bee species richness associated with
honey bee (Apis mellifera L.) abundance in an urban ecosystem. PeerJ, 11, e14699.
Łuczaj Ł., Zych M. (2019). Czy pszczoły są przereklamowane? Dzikie Życie
https://dzikiezycie.pl/archiwum/2019/lipiec-i-sierpien-2019/czy-pszczoly-sa-przereklamowane-
rozmowa-z-marcinem-zychem

Opinia w sprawie zakładania pasiek miejskich jako formy ochrony pszczół. (2019).
https://naukadlaprzyrody.pl/2021/10/01/opinia-naukowcow-w-sprawie-zakladania-pasiek-miejskich-
jako-formy-ochrony-pszczol/


Wojcik V., Morandin L. A., Davies Adams L., & Rourke K. (2018). Floral resource competition between
honey bees and wild bees: is there clear evidence and can we guide management and conservation?
Environmental Entomology, 47(4), 822-833.


Woyke J., Robiński T. (2018). Czarodziej od zapylania.
https://www.tygodnikpowszechny.pl/czarodziej-od-zapylania-152224


https://um.warszawa.pl/-/pasieki-w-miescie-warszawa

Każdy z nas może wziąć udział w zwalczaniu inwazyjnych gatunków obcych (pol. IGO) roślin, zwierząt i grzybów.

Na mocy Ustawy z dnia 11 sierpnia 2021 r. o gatunkach obcych (DzU z 2021 r. poz. 1718), zwanej dalej Ustawą o IGO, każdy, kto zauważy obecność IGO w swoim otoczeniu, powinien bez zwłoki zgłosić ten przykry fakt wójtowi, burmistrzowi lub prezydentowi miasta, właściwemu ze względu na miejsce bytowania konkretnego IGO w środowisku (art. 15). Ustawa odróżnia inwazyjne gatunki obce groźne dla całej Wspólnoty Europejskiej od tych niebezpiecznych przede wszystkim dla państwa polskiego.

Jak zgłaszać?

Formalnego zgłoszenia obecności gatunków obcych dokonuje się pisemnie, za pomocą tradycyjnego listu, maila, SMS-a lub MMS-a, listu na skrzynkę podawczą urzędu (ePUAP). Prawidłowo sporządzone zgłoszenie winno zawierać:

  • dane kontaktowe oraz adres Zgłaszającej/ego (imię, nazwisko lub nazwę instytucji, adres, mail i/lub nr telefonu);
  • nazwę IGO;
  • przybliżoną przynajmniej liczbę okazów albo zajmowaną przez nie powierzchnię siedliska;
  • miejsce oraz datę obserwacji;
  • w miarę możności także fotografię potwierdzającą obserwację.

Co dalej?

Wójt gminy, burmistrz albo prezydent miasta weryfikuje formalnie zgłoszenie. W razie wykrycia niedociągnięć formalnych daje 7 dni roboczych na uzupełnienie formalności. W przypadku nieuzupełnienia braków formalnych zgłoszenia się nie proceduje dalej (pozostawia bez rozpoznania). Nie rozpoznaje się także zgłoszeń konkretnych populacji IGO, jakie już wcześniej znane były władzom. Zgodnie z art. 16 Ustawy o IGO niektóre gatunki są tak niebezpieczne, że podlegają szybkiej eliminacji. Jeżeli zgłoszenie tego gatunku zawiera brak, to będzie sprawdzone materialnie (w terenie. Nawet jeśli zawiera braki formalne, a przeciwko danym IGO podjęte zostaną szybkie kroki zaradcze.

Kto? Gdzie?

Ponadto wykrywaniem i zgłaszaniem inwazyjnych gatunków obcych roślin i zwierząt zajmują się z urzędu: regionalni dyrektorowie ochrony środowiska, dyrekcje parków narodowych, główny inspektor rybołówstwa morskiego, dyrekcje urzędów morskich oraz podległe im służby.

Władze samorządowe (wójt, burmistrz albo prezydent) przekazuje zgłoszenie, o którym mowa w art. 15 ust. 1, w postaci elektronicznej, w formacie danych oraz zgodnie ze wzorem udostępnionym przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Biuletynie Informacji Publicznej na stronie podmiotowej Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska:

1) właściwemu dyrektorowi parku narodowego, jeżeli dane IGO obserwowano w parku narodowym;

2) właściwemu dyrektorowi urzędu morskiego, jeżeli IGO znajduje się w pasie technicznym poza obszarami morskimi zarządzanymi przez Głównego Inspektora Rybołówstwa Morskiego i poza parkami narodowymi;

3) Głównemu Inspektorowi Rybołówstwa Morskiego, na Bałtyku poza pasami technicznymi podległym urzędom morskim i poza parkiem narodowym;

4) właściwemu RDOŚ danego województwa, we wszystkich pozostałych przypadkach.

Samorząd ma obowiązek przekazać zgłoszenie jak najszybciej po jego otrzymaniu. W pierwszej kolejności powinien zająć się zgłoszeniami:

  • gatunków podlegających szybkiej eliminacji; 
  • stwarzającego zagrożenie dla UE i/lub Polski;
  • szeroko rozpowszechnionego.

Ponadto w celu uniknięcia opóźnień wszystkie zgłoszenia winny być sprawdzone i ew. zgłoszone w terminie jednego tygodnia do końca kwartału, w jakim wpłynęły.

Do Ustawy o IGO wydane zostanie rozporządzenie z listami gatunków, z podziałem na podlegające szybkiej eliminacji, stwarzające zagrożenie, szeroko rozpowszechnione oraz pozostałe. Nowe zadania samorządów to nierzadko zadania własne i/lub obligatoryjne każdej gminy. Praktyka wykaże, jak poszczególne gminy oraz państwo polskie jako całość poradzą sobie z lawiną zgłoszeń, niekiedy błędnych albo kłamliwych.

Co najmniej pięć inwazyjnych gatunków obcych (IGO) ptaków bytuje na polskich łąkach, pastwiskach oraz zbliżonych ekosystemach otwartych i półotwartych. Niemal wszystkie IGO wciąż przetrzymuje się w Polsce i krajach sąsiednich hobbystycznie, jako maskotki i/lub żywe oznaki prestiżu. Ptaki jako zwierzęta budzące sympatię społeczeństwa bywają celowo uwalnianie do środowiska naturalnego. Podejmują też wiele udanych dzięki ich mobilności oraz inteligencji ucieczek z niewoli. Ułatwia im to błyskawiczną kolonizację nawet bardzo odległych geograficznie terenów. Wszystkie IGO z definicji wpływają szkodliwie na rodzime gatunki. Szkodliwość dla rodzimej przyrody polega przede wszystkim na konkurencji o pokarm i miejsca lęgowe, aczkolwiek szereg gatunków wykazuje sporą, bezpośrednią agresję wobec rodzimych przedstawicieli gromady Aves. Możliwe jest też szkodzenie pośrednie, poprzez roznoszenie chorób i pasożytów. Straty gospodarcze to zwykle pustoszenie stawów rybnych, sadów, pól ornych, łąk kośnych, pastwisk oraz innych plantacji.

Według prawa

Prawa unijne i krajowe zakazują wprowadzania IGO z hodowli do środowiska naturalnego. Hodowcom i biznesmenom dysponującym koniecznymi zgodami na dalsze posiadanie tychże gatunków nakazuje się stale i dokładnie zabezpieczać miejsca przetrzymywania i obrotu ww. gatunkami inwazyjnymi. Myśliwym zaleca się bezwzględną eliminację przedstawicieli tychże gatunków, a przynajmniej niedopuszczenie do rozrodu, oczywiście w racjonalny sposób, by nie dopuścić do postrzału osób postronnych, zwierząt gospodarskich ani gatunków chronionych i rzadkich, a podobnych (zwłaszcza po zmroku i/lub poza sezonem godowym) do swoich inwazyjnych krewniaków.

IGO ptaków szczególnie często spotykamy na siedliskach bliskich sercu Fundacji Kwietna to jest: miejskich łąkach kwietnych w pobliżu sadzawek, nad rzekami i kanałami w miastach, na wiejskich łąkach kośnych, pastwiskach, zasiewach oziminy, miedzach, trzcinowiskach oraz innych, bezdrzewnych mokradłach.

Czarna piątka IGO najniebezpieczniejszych dla UE i Polski to: 

  1. bernikla kanadyjska Branta canadensis
  2. gęsiówka egipska (kazarka egipska) Alopochen aegyptacus
  3. kaczka mandarynka Aix galericulata
  4. sterniczka jamajska Oxyura jamaiensis
  5. aleksandretta obrożna Psittacula krameri.

Cztery pierwsze gatunki jako przedstawicielki rzędu blaszkodziobych zagrażają przede wszystkim: rodzimym gatunkom gęsi i kaczek (gęgawie, gęsi małej, bernikli białolicej, b. obrożnej, oharowi oraz kaczce czernicy), poza tym roślinom łąkowym i wodnym.

Aleksandretta obrożna jako ptak gniazdujący w dziuplach zagraża bezpośrednio wielu rodzimym dziuplakom, w tym wymarłej niemal krasce, poza tym gągołom, dudkom, sikorom, kowalikom, mazurkom, drobnym gatunkom dzięciołów, a nawet co delikatniejszym sowom (sóweczce, pójdźce i syczkowi). Potwierdzono jej szkodliwy wpływ na drobne ssaki (borowiaczka i borowca olbrzymiego wśród nietoperzy, wiewiórkę wśród gryzoni), a całkiem prawdopodobny jest analogiczny wpływ na pilchowate oraz inne gatunki nietoperzy.

Słodkowodne, pochodzące z Ameryki Północnej żółwie to najbardziej inwazyjna grupa ekologiczna gadów. W Polsce tak samo jak w całej Eurazji ich obecność niemal zawsze wynika z beztroskiego uwalniania za trudnych w utrzymaniu okazów z domowych hodowli. Trafiają przede wszystkim do miejskich odcinków rzek i kanałów, poza tym parkowych sadzawek, oczek wodnych i fontann. Stamtąd mogą rozprzestrzeniać się na obszary wiejskie, nawet te zdawałoby się dzikie i odludne. Część z nich wykorzystuje półnaturalne siedliska trawiaste jako miejsca lęgowe, ewentualnie do wygrzewania się.

Pamiętajmy, iż terapeny, skorpuchy oraz pozostałe żółwie wód słodkich żywią się głównie mięsem, a nie roślinami jak żółwie lądowe. Podraża to koszty ich hodowli, może stwarzać zagrożenie sanitarne dla nas, a po uwolnieniu do dzikiej przyrody stanowi zagrożenie dla ich potencjalnych ofiar. Zależnie od rozmiarów i miejscowych warunków żółwie wodne chwytają bezkręgowce, ryby, kijanki i stadia dorosłe płazów, małe zaskrońce tudzież pisklęta ptaków i drobne ssaki. Żółwie nie produkują wprawdzie jadu, lecz mogą mocno ugryźć (zwłaszcza skorpucha jaszczurowata vel żółw kajmanowy Chelydra serpentina pottrafi pozbawić dorosłego palców, a dziecko dłoni).

Jedyną terapeną rodzimą dla Polski i Europy pozostaje żółw błotny Emys orbicularis. Potrzebuje on kontrastowych siedlisk: gęsto zarośniętych starorzeczy, wolno płynących rzeczke, leśnych jeziorek etc. Jednocześnie potrzebują mocno nagrzewających się, suchych muraw na wydmach, grądzikach lub skarpach rzek. Właśnie w trakcie kolejnych akcji wzmacniania populacji naturalnych odkrywano dotąd nieznane, zdziczałe populacje gatunków amerykańskich, jak również potwierdzano ich negatywny wpływ (konkurencja o pokarm, lęgowiska i nagrzewiska, choroby) na naszego E. orbicularis.

Inwazyjne, obce dla Polski żółwie to m.in.:

  1. Żółw ozdobny Trachemys scripta;
  2. Ż. malowany Chrysemys picta;
  3. Ż. ostrogrzbiety Graphemys pseudogeographica;
  4. Skorpucha jaszczurowata Chelydra serpentina.

Nazwa: łubin trwały Lupinus polyphyllus Lindl.

Rodzina: bobowate Fabaceae (motylkowate Papilionaceae), podrodzina: bobowe właściwe Faboidae

Pochodzenie: zachodnie wybrzeża Ameryki Północnej, od Alaski i Brytyjskiej Kolumbii na północy po Wyoming, Utah i Kalifornię na południu

Zasięg wtórny na świecie: rozpowszechniony w całej Eurazji, Australii, Nowej Zelandii, Meksyku oraz na Azorach

Status w Polsce: Kategoria inwazyjności III (wysoka): 14 pkt. Zasiedlił przeważającą część naszych ziem. Wykazano też jego szkodliwy wpływ na rodzime gatunki roślin.

Występowanie w Polsce: pospolity w całym kraju, najczęstszy na północy i zachodzie

Kolonizowane siedliska: Wnika do naturalnych i półnaturalnych środowisk otwartych, w tym chronionych przez Dyrektywę Habitatową (Siedliskową). Najczęściej na:

· 6510 — niżowe i górskie świeże łąki użytkowane ekstensywnie (All. Arrhenatherion elatioris)

· 6520 — górskie łąki konietlicowe użytkowane ekstensywnie (All. Polygono-Trisetion).

Nieco rzadziej na:

· 6120 — ciepłolubne, śródlądowe murawy napiaskowe (All. Koelerion glaucae)

· 6430 — ziołorośla górskie (All. Adenostylion alliariae) i ziołorośla nadrzeczne (O. Convolvuletalia sepium).

Poza tym rozprzestrzenia się w lasach gospodarczych, pastwiskach, ugorach, na poboczach dróg, zrębach czy pasach przeciwpożarowych.

Morfologia

Okazała (0,5-1,6 m wys.), aczkolwiek krótkowieczna (4-6 lat) roślina, o groniastych, zwykle fiołkowo-błękitnych kwiatostanach. Korzenie z typowymi dla rodziny brodawkami. Charakteryzuje się wyprostowanymi pędami, pustymi w środku (dętymi) u czystego gatunku. Wypuszcza dłoniastodzielne (palmowate) liście, zawsze z nieparzystą liczbą przylistków, zwykle 13-15, zatem więcej niż u większości łubinów (stąd łacińska nazwa polyphyllus – wielolistny, wielolistkowy). Pojedyncze przylistki mają lancetowate blaszki. Pojedyncze kwiaty odznaczają się całkiem sporymi wymiarami, typową dla rodziny motylkowatą budową. Kolorystyka bywa bardzo różna. U form dzikich z Ameryki i wtórnie zdziczałych przeważają pastelowe, ale mocne odcienie fioletów wpadających w granat, z białym żagielkiem wewnątrz. Nie brak jednak odmian różowych, bordowych albo czysto niebieskich. Poza tym pojedyncze kwiaty u tego gatunku posiadają dziesięć pręcików zrosłych w jedną rurkę, okalającą słupek oraz całobrzegą wargę górną. Cały kwiatostan przybiera postać imponującego, znacznie okazalszego – jak u większości innych łubinów, grona na szczycie pędu. Zawiązuje się w czerwcu lub lipcu. Po ścięciu roślina ponawia kwitnienie. Owoc to typowy dla bobowatych strąk. U L. polyphyllus posiada owłosioną, skórzastą owocnię. Zawiera od 5 do 9 błyszczących, nakrapianych i jajowatych nasion.

Biologia i ekologia

Najlepiej urośnie w miejscach widnych, na glebach kwaśnych, co najwyżej obojętnych, piaszczystych lub gliniastych. Nie lubi ani stagnowania wody, ani długich susz, ani ciężkich, żyznych i alkalicznych podłoży. Szkodzi mu nadmierne nawożenie obornikiem. Na kwietnikach czy miejskich łąkach kwiatowych wskazane bywa dosiewanie co 2-3 lata. Formy zdziczałe są o wiele odporniejsze na złe warunki od ogrodowych i pastewnych, doskonale radząc sobie bez pomocy człowieka. Kwiaty zapylane są przez trzmiele i brzmiki, w Ameryce mogą być rabowane przez kolibry. Łubin trwały odegrał wielką rolę w hodowli nowych odmian łubinów, tak dekoracyjnych jak pastewnych. W pierwszych dekadach XX w. angielski szkółkarz George Russel wykonał benedyktyńską pracę, krzyżując łubin trwały z innymi, wieloletnimi gatunkami (głównie ł. krzewiastym L. arboreus i ł. siarkowym L. sulphureus, oba o żółtych kwiatach) oraz z jednorocznym ł. nutkajskim L. nootkatensis, celem wyhodowania roślin o kwiatostanach gęstszych, dłuższych i szerszych niż u dzikich przodków i wcześniejszych odmian. Pod koniec lat 30. odmiany Russela spopularyzował James Baker. U łubinów allel (wersja genu) kwiatów fioletowo-niebieskich dominuje, zaś pozostałe allele są recesywne, toteż łubiny zbiegłe z ogrodów i pastwisk wracają po kilku pokoleniach do fenotypu dzikich przodków z Ameryki Północnej.

Zwalczanie: zwykle polega na ręcznym lub mechanicznym pieleniu i wykopywaniu, analogicznie do walki ze słonecznikiem bulwiastym, prowadzonej nierzadko na tych samych poletkach myśliwskich. Można też popróbować z wapnowaniem gleby i/lub jej mocnym użyźnieniem albo zabagnieniem na kilka lat.

Ciekawostki

W polskim nazewnictwie łubinów panuje prawdziwa wolna amerykanka. Nazwami „łubin trwały”, „ł. mieszańcowy”, „ł. ozdobny” oraz „łubin ogrodowy” operuje się zamiennie i bardzo dowolnie. Tymczasem prawdziwy łubin trwały to określony gatunek botaniczny, natomiast łubiny mieszańcowe i ogrodowe to zwykle jego mieszańce (Lupinus x hybridus) albo mutanty, odbiegające pokrojem i kolorystyką od typu dzikiego. Drugim, częstym błędem bywa utożsamianie zdziczałych łubinów trwałych i ogrodowych z praktycznie nieuprawianym w Polsce łubinem andyjskim (ł. zmiennym Lupinus mutabilis). Tymczasem łubin andyjski to roślina jednoroczna, trudna do utrzymania w polskich ogrodach, choć z wyglądu podobna. 

Łubin trwały pozostaje gatunkiem ważnym gospodarczo. Mimo prób zakazania uprawy i obrotu handlowego bywa często sadzony na kwiat cięty, jako soliter na rabatach, jak również obecny w mieszankach nasion miejskich łąk kwietnych oraz pasów kwietnych do sadów. Bywa podsiewany na łowiskach leśnych jako pasza dla jeleniowatych, żubrów, muflonów i koziorożców. Istnieją także odmiany niemal pozbawione alkaloidów, wprowadzane na pastwiska i łąki jako pasza dla bydła czy koni. 

W Stanach Zjednoczonych inwazja L. polyphyllus na wschodnich wybrzeżach zagraża rzadkim motylom jak modraszek Karnera Plebejus melissa ssp. samuelis. Ł. trwały krzyżuje się bowiem z miejscowymi gatunkami, zwłaszcza z L. perennis, tworząc roje mieszańców, na których próbują żerować gąsienice ww. modraszka. Dla larw motyla kończy się to zatruciem, skoro nie potrafią rozkładać toksyn tych roślin. Właśnie brak czystych genetycznie L. perennis uniemożliwia skuteczną ochronę tychże motyli.

Nazwa: kolczurka klapowana, echinocystis klapowany, Echinocystis lobata Torr. & Gray

Rodzina: dyniowate Cucurbitaceae

Pochodzenie: Ameryka Północna, przede wszystkim region Wielkich Jezior na pograniczu Kanady i Stanów, z rozproszonymi stanowiskami dalej na zachód do Gór Skalistych. Na północy osiąga Nową Szkocję i Brunszwik, na południu rzekę Ohio.

Zasięg wtórny na świecie: Europa, w pierwszej setce najniebezpieczniejszych roślin inwazyjnych

Status w Polsce: Kategoria inwazyjności IV (najwyższa) 17 pkt, 

Występowanie w Polsce:  w dolinach rzecznych oraz na brzegach jezior i stawów; uprawa kolczurki podlega karze aresztu bądź grzywny.

Kolonizowane siedliska: Spośród siedlisk z unijnej Dyrektywy Habitatowej wkracza przede wszystkim do 6430 – ziołorośli górskich (All. Adenostylion alliariae) i nadrzecznych (O. Convolvuletalia sepium). Rzadziej na:

· 3270 – zalewane muliste brzegi rzek z roślinnością Chenopodion rubri p.p. i All. Bidention tripartiti p.p.; 

· 6510 – niżowe i górskie świeże łąki użytkowane ekstensywnie (All. Arrhenatherion elatioris); 

· 6440 — łąki selernicowe (All. Cnidion dubii)

· 91E0 – łęgi wierzbowe, topolowe, olszowe i jesionowe (Ass. Salicetum albo-fragilis, Ass. Populetum albae, SubAll. Alnenion glutinoso-incanae, olsy źródliskowe); 

· 91F0 – łęgowe lasy dębowo-wiązowo-jesionowe (Ass. Ficario-Ulmetum minoris).

Morfologia

Jednoroczne, choć spore (nawet 6-8 m dł.) pnącze z bardzo charakterystycznymi owocami, podobnymi do kolczastych ogórków lub kiwano, a potem do owoców bielunia. Kolczurka posiada delikatnie kutnerowate pędy, zaopatrzone w liczne wąsy czepne. Wypuszcza palmowate (dłoniasto klapowate) liście z 5-7 ostro zakończonymi klapami, podobnie jak łodygi słabo orzęsione i miękkie w dotyku. Jako roślina jednopienna posiada i kwiaty żeńskie, i kwiaty męskie na tym samym pędzie. Męskie kwiaty są białe, sześciodzielne, zebrane w dość ładne grona. Kwiaty żeńskie, również sześciokrotne, tworzą się u nasady tychże gron, zwisając ku dołowi. Owocem jest stosunkowo duża, kolczasta torebka. Za młodu ściany ma grube, mięsiste i kolczaste (stąd nazwy polska i łacińska), zaś wnętrze pełne powietrza i soków. Po dojrzeniu robi się cienkościenna, sucha, ażurowa, otwierając się przodem, wysypuje nasiona.

Biologia i ekologia

W Europie kolczurka stała się najbardziej inwazyjna w ekosystemach zbliżonych do ojczystych, to jest w dolinach rzecznych oraz na brzegach jezior i stawów. Preferuje ciężkie, aluwialne gleby o obojętnym odczynie, choć urośnie na wielu innych podłożach. Tworząc gęste maty, ogładza rodzime pnącza typowe dla „welonowych” zbiorowisk nadrzecznych ziołorośli i lasów łęgowych.

Zwalczanie: Wycinanie, koszenie lub wyrywanie. Mimo ustawowych nakazów do walki z E. lobata usuwa się ją u nas raczej rzadko, zwykle przy okazji walki z rdestowcami, rudbekią i topinamburem w dolinach rzecznych. 

Ciekawostki

Już w 2012 r. zakazano jej sprowadzania, posiadania, prowadzenie hodowli, rozmnażania i sprzedaży bez specjalnej zgody Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Dalsza uprawa kolczurki podlega karze aresztu bądź grzywny.

Szczepy indiańskie wykorzystywały kolczurkę jako zioło lecznicze. Menomini z ziem dzisiejszego Wisconsin sporządzali z niej eliksiry miłosne i środki przeciwbólowe, a Pueblo z Nowego Meksyku leczyli nią reumatyzm.

Nazwa: powojnik pnący, klematis pnący Clematis vitalba L.

Rodzina: jaskrowate Ranunculaceae 

Pochodzenie: Kaukaz, Krym, Azja Mniejsza, płn. Afryka i południowa Europa

Zasięg wtórny na świecie: dziczeje w Europie północnej i Nowej Zelandii

Status w Polsce: Średnio inwazyjny (II kat. inwazyjności)

Występowanie w Polsce: głównie w dolinach rzek, częstszy na zachodzie kraju

Kolonizowane siedliska: łąki i pastwiska, nadrzeczne zarośla, spośród siedlisk ważnych dla EU wkracza zwłaszcza na· 6210 — murawy kserotermiczne (Cl. Festuco-Brometea i ciepłolubne murawy z Asplenion septentrionalis-Festucion pallentis) – priorytetowe są tylko murawy z ważnymi stanowiskami storczyków, w mniejszym stopniu do:

· 9170 — grądów środkowoeuropejskich i subkontynentalnych (Ass. Galio sylvatici-Carpinetum betuli, Ass. Tilio cordatae-Carpinetum betuli)

· 91F0 — łęgowych lasów dębowo-wiązowo-jesionowych (Ass. Ficario-Ulmetum minoris).

Morfologia

Silnie rosnąca liana (zdrewniałe pnącze) o charakterystycznie gałązkach, pilśniowata orzęsionych na jednorocznych przyrostach i białych lub delikatnie zielonkawych kwiatach. Wypuszcza naprzeciwlegle ulistnione łodygi, wijące się mocniej lub słabiej (niekiedy prawie wcale), zawsze lewoskrętnie wokół podpór, po murach lub skałach, długie na 4-12 m. Charakteryzują się one złuszczającą się długimi taśmami, brązowo-szarą korą, podobną do korowiny winorośli. Posiada liście złożone, o pięciodzielnych, nieparzystopierzastych blaszkach, a ogonkach mierzących 40-60 mm. Tak brzegi jak i podstawy listków wykształcają się wielorako. Podstawy bywają sercowate bądź klinowate, a brzegi całe lub piłkowane. Zawiązuje szypułkowe, wsparte na 2 przysadkach, obupłciowe kwiaty, skupione w wiechy na szczytach gałązek. Kwiaty u tego powojnika są drobniejsze niż u większości uprawnych klematisów, szczególnie odmian wielkokwiatowych, przedsłupne, białe lub zielonkawe z zewnątrz, za to liczne i mocno pachnące. Bardziej dekoracyjne będą owoce w postaci niełupek opatrzonych srebrzystym, pierzastym aparatem lotnym. Nierzadko utrzymują się na pnączu całą zimę. Owoce mogą wkręcać się głęboko w glebę (dzięki ruchom włosków pod wpływem wilgoci) albo czepiać ptaków i ssaków niczym rzepy.

Nie należy mylić go z powojnikami rodzimymi dla Polski, objętymi ochroną gatunkową jak alpejski C. alpina (o znacznie większych, fioletowych kwiatach; dziko w Tatrach i na Babiej Górze) i prosty C. recta (też o drobnych, białych kwiatach, ale krótki do 1 m dł., wcale nie pnący się, o nietypowym dla klematisów wyprostowanym pokroju; bardziej sucholubny od pnącego, typowy dla muraw stepowych).

Biologia i ekologia

Kwitnie od lipca do września. Jego bogaty w aminy nektar przyciąga głównie chrząszcze i muchówki, rzadziej pszczoły miodne i samotnice. Powojnik pnący wprawdzie ustępuje urodą wielu innym klematisom, jednak ogrodnicy wciąż uwielbiają go jako roślinę odporną na porywiste wichry, ocienienie, suszę, chłód i jałowe, skaliste lub ciężkie, torfiaste podłoża. Wciąż powszechnie dostępny jest w sprzedaży jako roślina do osłaniania murków i altan. Stanowi też cenną podkładkę do szczepienia delikatniejszych, ale piękniejszych klematisów o okazalszych kwiatach. Już w ogrodach bywa nazbyt ekspansywny, głusząc sąsiednie rośliny dekoracyjne. Nasiona C. vitalba pozostają długo żywe, tak na roślinie macierzystej, jak w glebie.

Zwalczanie: Na Nowej Zelandii zwalczany ustawowo. Łatwo odróżnić go od tamtejszych klematisów, gdyż posiada kutnerowate pędy jednoroczne.

Ciekawostki

Jak większość przedstawicieli rodziny jaskrowatych także powojnik pnący jest trujący dla zwierząt gospodarskich. Dlatego jego inwazja pozostaje szczególnie niepożądana na pastwiskach oraz łąkach kośnych. Sok drażni skórę. W średniowieczu podobnie jak inne jaskrowate wykorzystywany był przez żebraków udających trędowatych. Bywał też używany do leczenia egzem i wyprysków w myśl zasady: „podobne leczy podobne”. Z wiotkich gałęzi tej liany wyplatano liny i sznury w epoce kamienia, a do dziś plecie się koszyki.